Jak drag wpływa na ostatnią dekadę wizażu i popkultury

ADA PIOTROWSKA

Pose

Lip linery, contouring, rysowanie rzęs, rozjaśniacz na nosie… skąd się wzięły? No bo przecież nie z cyrku? „Selfie makeup”, „Instagram makeup”czy jakkolwiek nazywają to socialmediowe influencerki to nic innego, jak makijaż zaczerpnięty z undergroundowej, niekomercyjnej sceny drag queenowej. 

Przemysł ‘beauty’ i drag queen zawsze się przenikały i były dla siebie tyle przeciwieństwem, ile inspiracją. Kiedy make-up guru mówią, że pożądane jest naturalne piękno i make-up no make-up, społeczność drag mówi stanowcze nie – musisz błyszczeć jak maślany naleśnik z brokatową posypką.

Na tego rodzaju odpowiedź zdarza się usłyszeć pogardliwe prychnięcie lub zobaczyć spojrzenia pełne zdziwienia. Dlaczego część ludzi nie rozumie idei drag albo jest nią przerażona? Być może dlatego, że każe nam ona zastanowić się nad różnicą między tym co widzimy, a co czujemy; co jest prawdziwe, a co wystylizowane; gdzie jest granica pomiędzy tym co dziewczęce a tym, co chłopięce. Możliwe że boimy się, widząc łamiące stereotypy drag queen nie dlatego, że są czymś nienaturalnym i niespotykanym w naszym życiu codziennym, lecz raczej wyolbrzymieniem tego, co wszyscy znamy, a staramy się ukryć przed sobą – bo każdy z nas rano nakłada jakąś maskę, czasem kosmetykami do makijażu, innym razem stylizacją ubioru, a wszystko po to, by wepchnąć samego siebie w wersję, za którą chcemy być postrzegani. Drag popycha to do granic, które nie mają nic wspólnego z naturalnością. Świat drag to świat osób, które nie boją się wyrażać siebie, a to właśnie niepokorny, wyzwolony typ osobowości może coś zmienić i zainspirować świat. Każdy z nas jest indywidualny – tak samo oryginalna jest każda drag queen i jej sposób na dekonstrukcję kształtu twarzy i dobór kolorystyki. Ale makijaż sam w sobie jest niczym innym jak odbiciem tego kim chcemy być, dzięki niemu i odpowiedniej stylizacji nie tyle nabieramy nowego charakteru, ile odkrywamy ten ukryty, drzemiący nieśmiało w nas. 

 
Reklama

Drag przebył długą drogę z undergroundowej formy sztuki czy performance’u do fenomenu popkultury. Na przestrzeni lat coraz odważniej pokazywano go w mediach – od przekazów podprogowych i wizerunku Urszuli z „Małej Syrenki” inspirowanego Divine, poprzez wystąpienia w sitcomach, talk-show’ach i teledyskach, aż po światowej sławy wpływowych ludzi świata instagrama i seriale Netflixa. Przez długi czas był to gatunek marginalizowany, a od lat 90’, kiedy stał się popularny, można było przypuszczać, że będzie to chwilowy trend. I rzeczywiście, media na jakiś czas straciły zainteresowanie sceną drag, dopóki po wielu latach nie powróciła fenomenalna RuPaul ze swoim Drag Race i odmienionym wizerunkiem, który każdy chciał kopiować; elegancją i ekstrawagancją w jednym. Potem kamień milowy dołożyła Kim Kardashian, publikując w 2012 roku zdjęcie sprzed i po bakingu i contouringu. Warto wspomnieć także Lady Gagę czy Rihannę, które pomimo kariery w branży muzycznej wrzuciły swoje trzy grosze na rynku mody i makijażu w sposób niezapomniany. Z kolei w 2018 roku serca nastolatków na nowo podbiły kolorowe ballroomy i vogue’ing, a to wszystko za sprawą serialu „Pose” – kombinacji filmu Fame i słynnego filmu dokumentalnego Jennie Livingston Paris Is Burning. Koncentruje się on na domach (grupach, zespołach, w pewnym sensie rodzinach), które rywalizują ze sobą w nowojorskiej scenie balowej z lat 80. XX wieku. Większość członków należy do społeczności LGBT, którzy w takiej czy innej formie wykorzystują drag jako środek do osiągnięcia sukcesu.

W ‘dragu’ nikt się nie ogranicza. Jeśli lubisz mieć podkreślone makijażem oko, ale usta zostawiasz ‘nude’ bądź delikatnie muśnięte kolorem, jesteś co najwyżej baby-drag. Tu wszystko ma błyszczeć i wyróżniać się z tłumu. Musi wyglądać odważnie i dziko, ale nienagannie. Dlaczego? Ponieważ techniki tego makijażu wzięły swoje początki w grze aktorskiej na scenie, tańcu i śpiewie przed publicznością, gdzie w światłach, pocie i przy dużej odległości od widowni poszczególne części twarzy nie mogą zanikać i stapiać się w nijaką masę. Sam termin „drag” był początkowo wyłącznie w slangu teatralnym, kiedy mężczyźni odgrywali role kobiece. Więcej, jaśniej i odważniej! Wszyscy chcemy być widoczni, dlatego każdy nakłada rozświetlacz na policzki, powiększa usta i robi mocny kontur – ze świadomością czy bez, że wpłynęła na to społeczność drag. Nie wspominając o tym, że nikt nie oddaje im należytego uznania za zasługi dla branży. 

Patrząc na artystów i artystki świata mody, a w szczególności makijażu, widzi się nie tylko progres w technikach malowania czy ubierania się, ale ogólnej akceptacji społecznej. Dziś nikomu nie przeszkadza, że chłopcy noszą makijaż, wręcz upatrują sobie w nich inspiracyjne guru (patrz: Jeffree Star, Patrick Starr czy James Charles) i kupują ich paletki. Tabu staje się czymś akceptowalnym a nawet pożądanym, bo kto jeszcze używa tylko błyszczyka do ust i rozjaśniacza w wewnętrznym kąciku oka? Chcemy być widoczni i zauważeni takimi, jacy naprawdę jesteśmy i się tego nie boimy, a nawet jesteśmy z tego dumni. Społeczności drag queen zawdzięczamy nie tylko cut crease, wydłużone rzęsy i rysowanie brwi, ale progres społeczny na tle psychologiczno-socjologiczno-genderowym. Jest to piękny, otwierający dyskusję na temat mainstreamu i alternatywności, queeru, różnorodności i szczęścia wpływ, który działa po cichu, ale niesie za sobą potęgę. 

A czy ty śmiałeś się z ‘kobiety z brodą’ w 2014r.?

Share this post

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

PROPONOWANE