Joaquin Phoenix, odtwórca tytułowej roli w filmie „Joker” jakiś czas temu oznajmił światu, że przez cały sezon nagród filmowych na czerwonych dywanach będzie pojawiał się w tym samym garniturze od Stelli McCartney. Dla nas – zwykłych śmiertelników, dla których zakładanie kilka razy tych samych ubrań nie jest niczym dziwnym, gest aktora może wydawać się śmieszny i błahy. Jednak bez wątpienia należy uznać go za kolejny przejaw zmiany nawyków konsumenckich. Pod koniec 2019 roku Virgil Abloh – dyrektor kreatywny męskiej linii LV, obwieścił, że przyszłość mody będzie należała do vintage, a ubrania z drugiej ręki zawładną sercami całego modowego świata. Początków tego procesu można dopatrzyć się już obecnie. Jeszcze kilkanaście lat temu, mało kto publicznie przyznawał się do robienia zakupów w second-handach, z kolei teraz jest to powód do dumy i to dwojakiego rodzaju. Z jednej strony bowiem jest się eko i swoimi lumpeksowymi łupami wspiera się środowisko, z drugiej świadczy to o zakupowym nonkonformizmie i chęci bycia oryginalnym. Do będących u szczytu sławy, anty-konsumpcyjnych trendów z pewnością należy także szeroko pojęty clothes sharing, polegający, jak sama nazwa wskazuje, na wymienianiu się ubraniami.
Imprezy, festiwale i restauracje promujące idee foodsharingu, biją w ostatnim czasie rekordy popularności. Nie trzeba było długo czekać, aby trend na dzielenie się, rozgościł się również w branży mody i to na skalę ogromną, jak nigdy dotąd. I chociaż witryny internetowe, oferujące możliwość zakupu rzeczy vintage lub sprzedaży tego, co zalega nam w szafach, nie są niczym nowym, właśnie teraz mnożą się bardzo szybko i zdobywają uznanie konsumentów w rekordowym tempie. Ponadto coraz popularniejsze są również miejsca, gdzie kreacje na wyjątkowe wyjścia można po prostu pożyczyć – a dzięki temu zaoszczędzić i nie kupować kolejnej rzeczy, którą włożymy raz. Choć wypożyczalnie nie kojarzą się z luksusem, nic bardziej mylnego. Wiele stylizacji popularnych influencerek, które codziennie przeglądamy na Instagramie, skomponowane są właśnie z ubrań, które nie należą do nich. Podczas sesji zdjęciowych dla magazynów modelki także mają na sobie wypożyczone ubrania. Z kolei gwiazdy rzadko kiedy kupują wieczorowe suknie, w których pozują na ściankach. Dużo częściej pożyczają je od projektantów, jednocześnie robiąc im reklamę – popularna forma modowego barteru. W konsekwencji można powiedzieć, że trend „wynajmu” dotarł do nas prosto od modowych elit.
Clothes sharing to jednak nie tylko aplikacje i strony internetowe. Często przybiera dużo bardziej lokalne oblicze. Targi i swapy, podczas których można nie tylko znaleźć prawdziwe vintage perełki, ale także spędzić miło czas, to wydarzenia popularne, zwłaszcza gdy nadchodzą nowe sezony, bo wtedy najczęściej robimy porządki w garderobach. Dzięki nim można szybko i bezboleśnie pozbyć się nienoszonych ubrań, dać im drugie życie. Do zdecydowanie najbardziej kameralnej formy clothes sharingu należałoby zaliczyć po prostu dzielenie się ubraniami między sobą – z przyjaciółmi czy znajomymi. W Polsce tego typu zamiany są dużo mniej popularne niż na przykład zakupy second-handzie. Z jakiegoś powodu nie jesteśmy wyjątkowo przyjaźnie nastawieni do wszelkiej formy koleżeńskich pożyczek i podchodzimy do nich raczej sceptycznie. A przecież ubrania po części odzwierciedlają to, kim jesteśmy, dlatego wymienianie się nimi z bliskimi i znajomymi powinno być formą komplementu. Dzięki temu przestają być one jedynie bezosobowymi kawałkami materiału – zaczynają mieć własną historię, zaczynają znaczyć. Zdaniem prognostyków to właśnie chęć posiadania rzeczy wyjątkowych, takich, które budzą wspomnienia i do których jesteśmy emocjonalnie przywiązani, ma sprawić, że rynek vintage rozkwitnie i zawojuje świat. Zatem, jeśli marzy ci się retro sweter à la Gucci, po prostu sięgnij do szafy babci. A po oversizową bluzę w stylu Balenciagi zajrzyj do szafy chłopaka. Niech ubrania podróżują i zwiedzają ciała.