Kiedy Phoebe Philo poinformowała o swoim odejściu z Celine, świat mody wstrzymał oddech. Na chwilę w modzie pojawiła się ogromna luka, nikt przecież nie potrafił operować zestawami ready-to-wear z taką lekkością, elegancją, a przy tym nonszalancją, jak uwielbiana przez wszystkich Philo. Ta chwila trwała jednak krótko, bo oto na scenę wkroczył on, Daniel Lee, nomen omen podopieczny Philo, i za sprawą marki, o której zapomniało już wielu, wprowadza na wybieg nową, jeszcze bardziej wyrafinowaną wersję damskiej mody.
Wyświetl ten post na Instagramie.Post udostępniony przez Bottega Veneta (@bottegaveneta)
Ta marka to oczywiście Bottega Veneta, albo jak wielu o niej mówi, New Bottega. Założona w 1966 roku we Włoszech szybko podbiła rynek oryginalnym designem, w którym szczególnie wyróżniał się opatentowany sposób plecenia torebek, który do dziś jest jednym z głównych wyznaczników akcesoriów Bottegi. W latach 70 Bottega zyskała ogromną popularność wśród amerykańskiej i europejskiej socjety, a hasło, które po przetłumaczeniu brzmi „Kiedy twoje własne inicjały wystarczają” stało w kontrze do wszechobecnej logomanii, tak uwielbianej przez inne włoskie domy mody. Dzisiaj Bottega Veneta również nie potrzebuje widocznego, rażącego w oczy logo. Jej flagowe produkty, czyli akcesoria, stały się tak rozpoznawalne, że bez zbędnej reklamy zostają wyprzedane zaraz po premierze. Za tym sukcesem i za nową, świeżą odsłoną marki stoi projektant, który unika błysku fleszy i łechtania własnego ego. A jest przecież co łechtać, bo Lee zdobył w tym roku aż cztery statuetki podczas Fashion Awards, w tym za dwa najważniejsze wyróżnienia: projektanta roku oraz marki roku. Co takiego zrobił więc Lee, że w zaledwie dwa lata zdołał zamienić nostalgiczny slogan „Old Celine” w elektryzujące hasło „New Bottega”?
Wyświetl ten post na Instagramie.Post udostępniony przez Bottega Veneta (@bottegaveneta)
O projektach Daniela Lee mówi się, że są nowoczesne, modernistyczne, a przy tym doskonale zaspokajają potrzebę wygodnego luksusu. Akcesoria, które tworzy, na czele z pomarszczonymi torebkami o nieregularnych kształtach oraz z must-have’ami tego sezonu, czyli geometrycznymi sandałkami na obcasie, są wygodne, praktyczne, ale przede wszystkim wprowadzają powiew świeżości do tego, co od kilku sezonów oglądaliśmy w modzie. Nie jest to jednak powiew, który zwiastuje nadejście ery przeskalowanych i przekombinowanych stylizacji. Nie, Lee doskonale wie, gdzie leży granica pomiędzy tym, co wyrafinowane i intrygujące, a tym, co już jest trudne do zinterpretowania i wdrożenia do codziennej garderoby. Podobnie jak Philo swoim klientkom proponuje gotowy przepis na to, jak ubierać się zgodnie z trendami, ale nie stać się ofiarą mody. Przykład? Ostatnia kolekcja na sezon jesień/zima 2020 i wymagające frędzle, które pojawiły się również u Givenchy, Prady czy Jil Sander. Podczas gdy wszyscy kopiują ten trend dokładnie tak, jak był interpretowany kilka sezonów temu, Lee stawia na frędzle w wersji maksi, nie bojąc się ani ich długości, ani wielkości. Potrafi sprawić, że to, co u innych projektantów wydaje się dosyć wymagające, u niego pojawia się w postaci cool detalu, który nadaje ton całej sylwetce. Co równie ważne, kroje nie są skomplikowane, są łatwe do noszenia, a przy tym cechują się indywidualnym krojem, materiałem lub wykończeniem.
Dokładnie ten sam schemat zadziałał przy akcesoriach, które rozsławiły „nową Bottegę”. To z pewnością nie był przypadkowy ruch, bo każdy wie, że to właśnie torebki i buty stanowią o być, albo nie być danej marki. To one są flagowym produktem sprzedażowym i to one powinny przyciągać wzrok w realu i w social mediach. Tutaj Lee ponownie strzelił w dziesiątkę, bo za pomocą bestsellerowej Pouch Bag, Bottega zapewniła sobie mocną pozycję wśród najbardziej rozchwytywanych fashionistek. Podobny sukces odnotowały również niemal wszystkie buty, które w ostatnim czasie zaprojektował Lee. Można zacząć od sandałków z paskami o charakterystycznym kwadratowym przodzie. Zaraz za nimi w kolejce ustawiają się plecione klapki, które same z siebie krzyczą „Bottega!”. Rzeczywiście nie potrzeba już żadnego logo, projekty Lee stały się tak rozpoznawalne, że potrafią mówić same za siebie. Poczekajmy jeszcze miesiąc i wszystkie modele butów Bottegi zobaczymy w wiernych kopiach w Zarze oraz w innych sieciówkach. Wszystkie oczy zwrócone są bowiem w stronę tego, co zrobi Daniel Lee. Projektant słusznie cieszy się zaufaniem szefów koncernu Kering, do którego należy włoski dom mody i równie słusznie porównuje się jego postać do postaci Alessandra Michele. Chociaż panów w estetyce i w podejściu do kreowania mody dzieli spora przepaść, obaj doskonale wiedzą, jak projektować, aby sprzedawać i jak wykreować produkt, który doskonale uzupełni lukę na rynku. Chociaż Bottega Daniela Lee jest dużo spokojniejsza od ekscentryczności Gucci, sukces marki potwierdzony jest słupkami sprzedaży i zasięgami na Instagramie. Obie marki znajdują się zresztą w czołówce raportu Lyst. Bottega doskonale więc wykorzystała moment w branży i zapewniła klientom to, za czym tak bardzo tęsknili po odejściu Philo.
Wyświetl ten post na Instagramie.Twisted weave 💫 SS 20 by #DanielLee via @little_lexa_ #NewBottega
Post udostępniony przez BOTTEGA VENETA by Daniel Lee (@newbottega)