Miłość lub lęk. Wasz wybór

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Gdy umysł się boi, serce wciąż bije. Jego uderzenia mają swój rytm, w którym może roztopić się strach. Pamiętacie jak, mając naście lat, przewijaliście swój ulubiony utwór raz za razem, by wciąż słuchać tylko jego? Być może robicie też tak teraz (mam taką nadzieję). Uczucie towarzyszące nieustającemu słuchaniu wybranego kawałka, który jest dla nas czymś więcej w danym momencie może być medytacją i odskocznią. Zapadamy się w rytmie, który podpowiada znajome wspomnienia, przywołuje marzenia, o których się dawno zapomniało lub porusza emocje, które w tej chwili są oczyszczeniem. To są chwile, kiedy serce wysyła nam strumień wiadomości. Chce w ten sposób rozpuścić nasze lęki porozganiać strachy. W jednej ze swoich książek Don  Miguel Ruiz, meksykański przewódca duchowy odkrywa, że w sferze emocji najgłębiej istnieje tylko miłość i strach. Na tych dwóch stanach emocjonalnych opiera się wszystko to, co odczuwamy, co jest prawdziwe, a co tylko iluzją, którą często zasłaniamy swoją codzienność. Gdy uwierzyłam, że tak jest, moje relacje z otoczeniem (w tym z byłym mężem) diametralnie się zmieniły. I to właśnie wtedy na własnym przykładzie odczułam co znaczy powiedzonko „w mgnieniu oka”! Gdy podczas wymiany zdań, która zazwyczaj niechybnie prowadziła do awantury, przypomniałam sobie słowa: lęk lub miłość. Od razu wiedziałam, że krzyk i obwinianie mnie bo… tu należałoby wymienić szereg czynności lub innych zaniechać, jakich się dopuściłam, wynika ze strachu rozmówcy. To było zbawienne. On się po prostu boi: bo nie ma kontroli, bo odszedł ścieżką umysłu, bo żyje w poczuciu braku. Po prostu. A gdy rozumiemy, że podwaliną zachowań innych jest strach, momentalnie w nas rodzi się miłość.

Nie muszę wam chyba tłumaczyć, co miłość, którą dopuszczamy świadomie do głosu, czyni w naszym życiu! Jak tej miłości pomóc, by wycieśnić strach raz na zawsze? Tak, nawet w czasach jakie mamy za naszymi drzwiami. Odpowiedź jest tak prosta, że nawet nie wiem czy ktoś na nią wpadł w pierwszym odruchu: radość. Radość jest tym, co może nas zaprowadzić wprost do miłości. Ja mam na to własną formułkę. Radość to dobry nastrój, dobry byt. Dobrobyt to inaczej obfitość. Obfitość to życie w poczuciu dostatku wszystkiego, a więc i miłości. A żeby przypomnieć sobie o radości nawet w najgorszych czasach, polecam specyfik, bez recepty. „Radosna książka” nie jest podręcznikiem, który będzie nauczał jak być szczęśliwym. Jest zbiorem lekcji odnajdowania radości, jakie przerobiły kobiety takie jak ty. Po przeczytaniu książki nie poczujesz się weselej. Poczujesz znacznie więcej: że radość mieszka w Tobie. To nie poradnik z radami teoretyków. To felietony ośmiu kobiet, które praktykują radość na co dzień. Tak, jedną z nich jestem ja. Książkę można nabyć nie wychodząc z domu na www.radosnaksiazka.pl. Jak zobaczycie wersja elektroniczna książki z kolorowymi ilustracjami jest dostępna już za 9 złotych (słownie: dziewięć, czyli mniej, niż kawa na mieście, po którą i tak teraz nie ma co iść). Jest też książka drukowana, dla tradycjonalistów. Słuchajcie: strach lub miłość. Wybór należy do was. Całuję!

Radosna książka, red. Marika Krajniewska, wyd. Papierowy Motyl, 2020.

Reklama