Niepokojący jest fakt, że coraz częściej spotykam ludzi, którym dokucza poczucie osamotnienia. Żyjemy w “cyber-epoce”, gdzie wydawać by się mogło, że w kontakcie między sobą nie mamy żadnych ograniczeń. Możemy rozmawiać ze sobą non stop, ale czy aby na pewno jest to jakościowy kontakt? Czy oddziałuje on znacząco na nasze relacje? I czy w ten sposób dbamy o ich trwałość? Nad tym warto się zastanowić.
Jak wiadomo, człowiek jest przede wszystkim istotą społeczną, co za tym idzie prawidłowo może się rozwijać, zdobywać wiedzę o świecie i sobie samym przebywając wśród innych ludzi, wchodząc bezpośrednio w interakcje społeczne. Im więcej czasu poświęcamy na utrzymywanie relacji przez Internet, im bardziej się w nie angażujemy oraz im tych kontaktów jest więcej, tym silniej żyjemy w otoczce iluzji popularności. Jednocześnie tym mocniej ograniczony staje się kontakt z osobami w realnym świecie. Jak pisze amerykańska socjolog Sherry Turkle, (autorka książek min. „Alone together” oraz “Life on the screen”) im więcej znajomych mamy online, tym mniej mamy relacji „w realu”. Nazywa to zjawisko „społecznym autyzmem” internautów, czego skutkiem ma być przeniesienie życia do sieci, kosztem prawdziwego realnego funkcjonowania społecznego. Czy nie jest to przypadkiem izolacja na własne życzenie?
Nie da się ukryć, że w epoce Internetu mamy wachlarz możliwości form komunikacji – komunikatory internetowe, e-mail, czat. Większość z nich ma kamerę, dzięki czemu możemy nawet siebie nawzajem widzieć. Dalej najbardziej, nazwijmy je „tradycyjne” formy, tj. telefon, poczta i wreszcie, na samym końcu rozmowa — twarzą w twarz, ale to już osobna kwestia. Poniżej wyjaśnijmy sobie, dlaczego.
Komunikatory internetowe jak najbardziej służą konwersacji, jeśli chodzi stricte o przekaz konkretnej informacji. Zaletą jest także to, że możemy to zrobić w bardzo szybkim czasie. Jako argumenty za komunikacją online podaje się również jej efektywność, gdzie unika się tzw. „small talków” na korzyść k o n k r e t ó w, czyli kontaktujemy się w sprecyzowanym celu, co pozwala zaoszczędzić nam czas. Niewątpliwie również jakakolwiek odległość przestaje być przeszkodą i możemy być ze sobą w kontakcie praktycznie non stop.
Dlaczego komunikacja online ma tylu zwolenników? Tutaj za argument podaje się fakt, że łatwiej jest pokonać nieśmiałość. Kontaktując się wirtualnie, zmniejsza się również lęk przed ewentualnym odrzuceniem. W rezultacie daje to pozornie większą pewność siebie.
Za komunikacją online stoi również argument, że łatwiej wyrazić swoje zdanie w sieci, ponieważ zostaje się poniekąd in cognito, a co za tym idzie, zyskuje się większą swobodę w wyrażaniu opinii i prościej o napisanie wprost np. niemiłej informacji niż powiedzenie tego samego, ale twarzą w twarz wystawiając się na ewentualną konfrontację ze współrozmówcą. Idąc tym tropem, komunikacja pisemna wymaga również mniej wysiłku i znacząco ogranicza doświadczenia sensoryczne – przekazujemy tylko słowa, nie musimy się angażować w nią „fizycznie”, tj. mimiką twarzy, mową ciała czy głosem. Zachowujemy bezpieczny dystans, a przecież nie w każde relacje chcemy się angażować. Gdy pisemna forma rozmowy wchodzi nam w nawyk, prosto odzwyczaić się od kontaktowania twarzą w twarz. Rozmowa „w realu” wymaga większego zaangażowania, włączenia zmysłów i obserwowania reakcji rozmówcy, ale mamy z niej niebywałe korzyści. Kontakt fizyczny powoduje podwyższenie poziomu oksytocyny, hormonu bliskości, który wzmacnia odporność, ale powoduje również to, że obniża się u nas poziom stresu, na który jesteśmy podatni, żyjąc w ciągłym pędzie.
Zatrzymajmy się. Sieć nie może zastępować nam prawdziwego życia i realnych doznań. O ile korzystając z niej z umiarem, może ona być bardzo praktycznym narzędziem wielokrotnie pozwalając nam zaoszczędzić czas, o tyle stając się naszym łącznikiem ze światem łatwo o to, by przejęła nad nami kontrolę.
Nie dajmy się w tę „sieć” złapać.
tekst: Angelika Balbuza
fot.: https://unsplash.com/