ANYWHERE          TV

Internet to tylko internet

internet-ma-moc

W 2016 roku w połowie września całkowicie zrezygnowałam z wychodzenia z domu. Kierowałam swoją postacią już tylko z pokoju przez internet. Było to o wiele prostsze i nie aż tak zawstydzające, jak życie na zewnątrz […] zdjęcie stało się moją wizytówką i jak ktoś o mnie myślał, wyobrażał sobie właśnie tę moją twarz ze zdjęcia.

Adelajda Truścińska, Życie Adelki

Na początku był świat, a później pojawił się internet. Kiedy wprowadzono pierwsze usługi internetowe mogliśmy zrobić wszystko inaczej, ale zdarzenia potoczyły się szybko. W ten sposób moment wejścia w nową, niezagospodarowaną jeszcze przestrzeń istnienia, w zaskakującym tempie przeszedł do historii. Internet staje się jak elektryczność – transparentny i oczywisty. Taki jest już przecież fakt posiadania części siebie na dysku wirtualnym, w e-mailach i na portalach społecznościowych. Elon Musk stwierdził w jednym z wywiadów,​ że już staliśmy się cyborgami. Rzeczywiście, coraz trudniej mówić o naszej relacji ze smartfonami jako zewnętrznymi obiektami. Wydaje się raczej, że stały się one częścią nas, nieodłącznym przedłużeniem dłoni u umysłów. Ta transformacja siłą rzeczy pociągnęła za sobą pewne zmiany zachodzące w tym, kim jesteśmy i w jaki sposób funkcjonujemy.

Skąd bierze się to, za kogo się mamy?

 
Reklama

Zdaniem Martina Conwaya ważnym składnikiem tożsamości jest nasza pamięć autobiograficzna. Dużą rolę w tym, kim jesteśmy, odgrywa to, co o sobie zapamiętaliśmy. Kalejdoskop wspomnień i przekonań o sobie, ale też obraz siebie. Proste? Nie do końca. Gdyby tak było, żylibyśmy jako przeciążone poznawczo encyklopedie, znające każdy fakt ze swojej przeszłości. W rzeczywistości nasz mózg nieustannie selekcjonuje i obrabia to, czego doświadczamy. Nagina i dopasowuje nasze doświadczenia tak, żeby były spójne z naszym punktem widzenia. Śmiało można powiedzieć, że interpretacja naszych życiowych doświadczeń, czyli sposób, w jaki łączymy kropki i które z nich pomijamy, w znacznym stopniu ma charakter nieświadomy. Mamy częściowy wpływ na ten proces, ale przez większość czasu funkcjonujemy jakby na poznawczym autopilocie.

Okłamuje nas nasza własna pamięć

Tak. I zazwyczaj chociaż trochę kłamie, ale po kolei. Doświadczyliśmy czegoś. Mózg to jakoś przetworzył i od tej pory wspomnienia lądują w zakurzonym magazynie paczek wydarzeń… Nic bardziej mylnego! Teraz dopiero zaczyna się bujne życie wspomnienia, nazywanego śladem pamięciowym. Wspomnienie nie utrwala się w mózgu raz na zawsze. Za każdym razem kiedy przypominamy sobie o danym wydarzeniu, albo przeżywamy coś związanego z nim, ślad pamięciowy zaczyna się przeobrażać. Można powiedzieć, że zmagazynowana paczka informacji w pewnym oknie czasu staje się podatną na formowanie modeliną. To oznacza, że wspomnienie nie wraca do swojej wyjściowej formy, ale zniekształca się i dopiero wtedy utrwala się ponownie. Nie dość, że już podczas zapamiętywania nasz mózg przerabia wydarzenia na swoją modłę, to jeszcze każde wspominanie, myślenie czy opowiadanie o przeszłości narusza jej obraz w naszej pamięci. Naszą pamięć przepełniają zniekształcone wspomnienia, a nawet, jak przekonuje badaczka fałszywych wspomnień Elizabeth Loftus, całkowicie fałszywe.

Chat Yourself

Obraz sytuacji jeszcze bardziej komplikuje obiekt wielkości złożonej chusteczki higienicznej, który zrewolucjonizował nasze życie. Smartfon. Dlaczego tak trudno wyobrazić sobie przeżycie dłuższego czasu bez niego? Spora część naszego życia osobistego dzieje się w telefonie. Rozgraniczanie świata realnego i internetowego staje się sztuczne, bo ten “drugi” świat staje się równoprawną częścią pierwszego. Dobrym i poruszającym dowodem tego jest aplikacja Chat Yourself, skonstruowana z myślą o osobach chorujących na Alzheimera. Chat Yourself ​ma formę chatbota, czyli programu rozmawiającego z użytkownikiem. Na początku chora osoba wprowadza do tej aplikacji różne informacje i zdjęcia dotyczące swojego życia codziennego, różnych osób czy miejsca zamieszkania. Dzięki temu w późniejszych fazach choroby może nosić przy sobie informacje, do których dostępu odmawia jej własny mózg. Czy nie brzmi to jak zewnętrzny podzespół pamięci autobiograficznej?

Nasze miejsce

Czy możemy podobnie potraktować skrzynkę mailową? Profil na insta? Konto na fejsie?

Chmurę? Wszystko, co tam jest, też możemy przywołać w każdej chwili. Wystarczy kliknąć. Aktywność w sieci jest zróżnicowana tak jak ludzie. Hejt istnieje i jest poważnym problemem, nie przeczę, ale to wciąż wycinek rzeczywistości. W sieci spędzamy czas z innymi ludźmi, wspieramy się nawzajem, przesyłamy sobie memy i linki do interesujących rzeczy. Możemy dorastać w ekstremalnie nieprzychylnym środowisku, ale nie jesteśmy na nie skazani. Wejście do środowiska online jest szansą na poznanie ludzi, którzy są w porządku, którzy nas rozumieją i może nawet sami przechodzą przez coś podobnego. O inności ciągle zapomina się w ustawodawstwie, edukacji i mainstreamowych mediach. Nie oszukujmy się, interesem normatywnych mediów nie jest zwiększanie inkluzywności. Inność ciągle jeszcze budzi dyskomfort. Ale my już nie jesteśmy zależni od tych, którzy nie chcą nam dać czasu antenowego. Mamy internet, gdzie za pomocą kilku słów da się przenieść w bezpieczne miejsce. Nie jesteśmy skazani na wyalienowanie społeczne, gdy nie jesteśmy normatywni. Internet to nie tylko patologie, ale też przestrzeń, w której się rozwijamy. Czy umiemy sobie wyobrazić przeżywanie obecnej epidemii bez życia online? Przecież internet to też Widzialna Ręka, czyli fejsbukowa grupa powstała w odpowiedzi na tę trudną sytuację. Łączy ludzi, którzy potrzebują rozmowy lub pomocy i tych, którzy chcą i mogą pomóc. Internet to wirtualne biblioteki, streamy, koncerty i spektakle. W tej przestrzeni możemy być blisko, będąc daleko. Muszę przyznać, że żadna książka nie wpłynęła na moją samoakceptację tak mocno, jak łączenie się ze społecznością LGBT+ w internecie. I nic dziwnego, w końcu psycholodzy mówią, że jesteśmy istotami ultraspołecznymi. Żadna szkoła nie pokazała mi takiego przekroju problemów społecznych, jak mój feed na fejsie. I żadna lekcja geografii nie wciągnęła mnie w poznawanie świata jak Google Maps, dzięki któremu przeszłam przez Amerykę. Wreszcie, nikt mnie tak nie słuchał podczas bezsennych nocy jak pochylona nad swoim smartfonem osoba mieszkająca kilkaset kilometrów ode mnie.

Internet rodzi narcyzów i inne bzdury

Jasne, sieć może nam zaszkodzić, ale nie sądzę że jest to nowe zjawisko. Równie dobrze można codzienne siedzieć w barze do jego zamknięcia, albo chodzić do szkoły, w której okazują nam, że nas nie lubią i dopóki nie zrobią nam fizycznej krzywdy nikt się tym nie przejmie. Podobno jesteśmy pokoleniem narcyzów, bo uderzyły nam do głowy lajki i inne serduszka. Po pierwsze, trudno stwierdzić jak to dawniej było z narcyzmem u ludzi w naszym wieku. Czy też istniał na podobną skalę? Dawniej były inne przyzwyczajenia i metody diagnostyczne. To jakbyśmy porównywali to, co wyszło z foremki w kształcie gruszki z tym, co wyszło z foremki w kształcie jabłka. Po drugie, ewentualną rzadkość występowania tak zwanego narcyzmu można tłumaczyć opresyjnymi warunkami, konwencjami i rolami społecznymi. Na narcyzm mogli pozwolić sobie nieliczni. Wreszcie, po trzecie, warto przynajmniej rozważyć taką opcję, że skoro ewoluowaliśmy jako istoty ultraspołeczne, siłą rzeczy wszyscy jedziemy na tym samym wózku uzależnienia od tzw. głasków ze strony innych. Śmialiśmy się, kiedy w 2013 roku selfie zostało słowem roku, ale przecież zjawisko autoportretu wcale nie jest nowe. Frida Kahlo namalowała ich ponad pięćdziesiąt, a Vincent Van Gogh prawie czterdzieści. Selfie też bywa formą utrwalenia swojego ciała, traktowania go jako dzieła sztuki. Czerpiemy z obiektu, który jest najbardziej pod ręką, a jednocześnie jest szczególnie osobisty, nieodzownie związany z nami. Oprócz tego selfie może mieć charakter performatywny, jak w przypadku akcji #brakującapołowadziejów,​ w ramach której wrzucałyśmy selfie z dłonią zasłaniającą połowę twarzy żeby zwrócić uwagę na problem milczenia o roli kobiet w historii naszego kraju. Dorastamy i żyjemy w internecie w internecie, jesteśmy jego częścią, tak jak on jest częścią nas. Możemy się na to złościć i może nas denerwować wiele mechanizmów, które mają miejsce w internecie, ale musimy pamiętać o tym, że one zaczynają się one w nas.

 

autor: Anna Starowicz

 

Share this post

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

PROPONOWANE