Swetry z kaszmiru, wełny merino i z domieszką angory, skórzane torebki, koszule Hugo Boss. Wszystko vintage, z drugiej ręki i dostępne dzięki jednemu kliknięciu lub wiadomości na Instagramie. Oto internetowe vintage shopy – raj dla świadomych wielbicielek mody, chętnych kupować w rytmie slow fashion, a także ich portfeli.
Historii o szkodliwym wpływie kapitalizmu, wykorzystywaniu taniej siły roboczej z krajów trzeciego świata ku uciesze fashionistek z zachodu czy niszczeniu niesprzedanych ubrań można przeczytać i usłyszeć tysiące. Działania wielkich koncernów odzieżowych, szczególnie te o wątpliwej moralności, już od dawna nie są żadną tajemnicą. Dzięki rosnącej świadomości klientów i nasilającej się wrażliwości na otaczający nas świat, część społeczeństwa odeszła od filozofii fast fashion i szaf przepełnionych ubraniami marnej jakości na rzecz zrównoważonego rozwoju i wspierania lokalnych, małych przedsiębiorstw oraz marek.
Według Moniki Kamińskiej, blogerki i założycielki marki modowej szyjącej z naturalnych tkanin najtańsza, belka dobrej jakości (ale bardzo ograniczonej pod względem kolorystki materiału) wełny to koszt około 100-150 złotych za metr. Większy wybór pojawia się przy przekroczeniu progu 250 złotych za metr, a ceny sięgają nawet i 400 złotych. Do wyprodukowania jednej koszulki z krótkim rękawem potrzeba średnio 1,2 metra bieżącego tkaniny, bluzy z kapturem – 2 metry, a marynarki z podszewką – 3,5 metra. Dochodzą do tego oczywiście koszty związane z przeszyciem, próbnymi modelami, konstrukcją, dodatkami, całą strategią marketingową (zaczynając od zdjęć, a kończąc na zapakowaniu produktu), nie wspominając o kosztach związanych z prowadzeniem działalności i wynagrodzeniu dla pracowników. Wniosek jest jeden:
Na ratunek miłośniczkom mody w dobrej cenie, która nie napędza przy okazji kapitalistycznej machiny szybkiej mody przyszły second handy, a raczej ich nowy PR. Kiedyś kojarzone z bazarem, a nie z wybiegiem, od pewnego czasu stają się miejscem wypadowym dla każdego, kto nie lubi przepłacać i wie, że ubrania z drugiej ręki to nie tylko ekonomia, ale i ekologia. Oczywiście, jeśli robi się to z głową. W dalszym ciągu istnieje mnóstwo „lumpeksów”, w których nie jest się w stanie znaleźć nic wartościowego, a od pstrokatych bluzek z cekinami boli głowa. Zakupy w takich miejscach to sport dla wytrwałych – ci najlepsi postanowili przyjść reszcie z pomocą. Wśród natłoku tandety wyszukują modowe perełki, z porządnych materiałów, a niekiedy i znanych marek. Czyszczą je, odnawiają i szukając dla nich nowego domu, wystawiają je na swoich profilach w mediach społecznościowych. Znajdziecie ich za pomocą dwóch kliknięć.
Rodzinna miłość do mody
Jedną z takich osób jest Ewelina. Jej przygoda z prowadzeniem sklepu VintageDzik zaczęła się całkiem niedawno, jednak jej romans z modą trwa już wiele lat. Unikatowe rzeczy inspirowały ją, odkąd pamięta. Nie miała innego wyjścia – wychowały ją dwie ikony stylu. – Już jako mała dziewczynka miałam możliwość́ podziwiania prawdziwych perełek, pochodzących z różnych epok. To wszystko dzięki mojej babci, która mieszkając długie lata w Wiedniu wyszukiwała przepiękne ubrania i dodatki vintage na przeróżnych targach staroci i przywoziła nam je jeszcze w latach 90. do Polski. Z pewnością babcia była dla mnie źródłem cennych inspiracji modowych. Ubierała się elegancko, często wręcz arystokratycznie, z dbałością o detale. Pamiętam jedwabne chusty, które były nieodłącznym elementem każdej jej stylizacji. Wychodząc zawsze pamiętała, by zawiązać ją wokół szyi w specjalny sposób – dla niej to było tym, czym dla mężczyzn wiązanie krawatów. – mówi Ewelina.
Drugą ikoną jest mama. – Z zazdrością patrzę na zdjęcia jej oldschoolowych outfitów sprzed lat. To właśnie mama wychowana w czasach PRL-u nauczyła mnie, że można mieć niewiele ubrań w szafie, a wciąż wyglądać stylowo! – dodaje.
Vintage shop to dla Eweliny nie tylko dodatkowo źródło dochodu czy hobby. Jest to przede wszystkim chęć wprowadzenia zmian na rynku modowym, które są potrzebne natychmiast. – Otwarcie mojego internetowego sklepu z wyselekcjonowaną odzieżą vintage przyświecało idei propagowania mody zrównoważonej. Chciałabym, aby jak najwięcej osób było świadomych swoich wyborów zakupowych. Niestety niewiele osób wie, ile wody i innych cennych surowców zużywa się do produkcji odzieży. Mówi się, że produkcja jednego T-shirta potrafi pochłonąć́ nawet do 3 tysięcy litrów wody! – mówi Ewelina – Jestem również założycielką i administratorką grupy sprzedażowej na Facebooku „Wyróżnij się składem”, która skupia posty sprzedażowe wysokogatunkowych ubrań z drugiej ręki, gdzie główny nacisk kładziemy właśnie na skład. Naszą społeczność stanowią̨ osoby, które cenią sobie poczucie komfortu, a przy tym dbając o dobro naszej planety szukają alternatywy dla degradującej nasze środowisko branży modowej. Rozsądniej jest kupić coś, co u kogoś już się sprawdziło, więc i nam posłuży przez kolejne lata, niż napędzać machinę fast fashion. Wierzę, że razem dokonamy zmiany.
Magda i Gaba
Palto Vintage powstało z inicjatywy dwóch studentek szkoły fotografii, Magdy i Gaby. Od prac i sesji fotograficznych wolały jednak dawać ubraniom nowy dom – Zaczęłoo się standardowo – od wyprzedawania zalegających ubrań, które czekały w naszych szafach na powrót swojej świetności, w większości były to rzeczy, które przekazały nam nasze babcie, nie pomijając szaf dziadków, bogatych w cudowne, wełniane, męskie marynarki – mówi Magda.
Tak jak w przypadku Eweliny, ważną rolę w historii dziewczyn odgrywa jedna z europejskich stolic. – Decydującym momentem w podjęciu decyzji o założeniu własnego sklepu była podróż do Berlina, gdzie natknęłyśmy się na prawdziwe perełki w miejscowych vintage shopach – dodaje Magda.
Mówi się, że im mniejsza miejscowość, tym lepsze second handy. Dziewczyny szukając ubrań podróżują po całej Polsce, ale często zaglądają też do zagranicznych vintage shopów – Każdą rzecz wybieramy osobiście, podróżując po całej Polsce i zaglądając czasem do Niemiec czy Wielkiej Brytanii. Od dwóch lat w planie każdej naszej podróży musi znaleźć się sklep z odzieżą używaną.
Magda i Gaba ubrania wybierają razem, a następnie wspólnie przeprowadzają selekcję. – Nasze początki były obfite w spory o niektóre z wybieranych przez nas ubrań w opłakanym stanie, jednak z czasem zgodziłyśmy się na dawanie im drugiej szansy bez zająknięcia. Maszyna do szycia potrafi zdziałać cuda. Przed wykonaniem zdjęć zawsze pierzemy nasze ubrania i sprawdzamy ich stan. Na końcu całego procesu Gaba siada przed aparatem ubrana w rzeczy, których zdjęcia wrzucamy każdego wieczoru na naszego Instgrama.
Medium to, w odróżnieniu od działalności Eweliny, jest na razie jedynym kanałem sprzedaży, na którym dziewczyny oferują znalezione ubrania. Przez pandemię sytuacja ta prędko się raczej nie zmieni. – Instagram jest miejscem pełnym ludzi o przeróżnych gustach, w związku z tym nie skupiamy się na konkretnych estetykach, ważne jest, żeby każdy, niezależnie od wieku czy posiadanego stylu, mógł przeglądać nasz profil natykając się na ubrania odpowiadające upodobaniom. Mamy nadzieję, że dołożymy choćby małą cegiełkę do rozpowszechnienia zakupów z drugiej ręki – dodaje Magda.