Ubóstwo kobiet bywa niewidoczne. Oczywiście w dyskursie publicznym, bo w rzeczywistości jest boleśnie namacalne. Może oznaczać wybór między kupnem podpasek, a jedzeniem dla dziecka, utrudniony dostęp (lub jego brak) do profilaktyki ginekologicznej, nierówności w wynagrodzeniu, bezpłatną i niewidzialną pracę w domu czy luki w emeryturach. Nie jest to jednak temat, który chcemy poruszać.
„W Polsce dosyć późno zajęliśmy się ubóstwem, a ubóstwem kobiet tym bardziej, bo to nie jest fajny temat, nikt się nim nie interesuje poza nielicznymi badaczkami” – mówi dr Iza Desperak, socjolożka z Uniwersytetu Łódzkiego.
Ekonomiczne skutki pandemii Covid-19 bardziej odczują mężczyźni czy kobiety?
Oczywiście nie wiemy tego, co będzie. Zasadniczo jednak już w tej chwili na przykład spadek płac dotknął bardziej kobiety niż mężczyzn. Wiemy też, że wszystkie ciężary ekonomiczne w większym stopniu obciążają kobiety. Jest źle, a jeśli ma być jeszcze gorzej, to na pewno dla kobiet. Choćby dlatego, że nie mamy żadnych programów politycznych zajmujących się biedą i ubożeniem.
Mówi pani „bieda i ubożenie”. Kiedy możemy mówić o ubóstwie?
Definicji jest wiele, ale tych głównych, stosowanych przez badaczy jest kilka. Jedną z takich definicji, stosowanych na przykład w łódzkim ośrodku badawczym, w Instytucie Socjologii UŁ, w którym pracuję, jest kryterium uprawnienia do pomocy społecznej, czyli szacuje się, że gospodarstwo ubogie spełnia właśnie te kryteria.
Stosuje się różne mierniki, takie jak na przykład minimum socjalne. I tu już może być dyskusja, czy osoba, która przekracza minimum socjalne o 100 złotych, jest uboga? Tak, jest uboga.
Wydaje mi się, że w publicznym dyskursie ubóstwo jest marginalizowane. Nie chcemy o tym mówić, udajemy, że nie widzimy problemu?
Sam termin bieda albo ubóstwo jest odstręczający. Jednocześnie wielu z nas boi się biedy – nasze rodziny często jej doświadczały, my sami jej doznaliśmy i po prostu naturalną reakcją jest, aby uciekać od tego niewygodnego tematu.
Kiedy zaczęłam używać terminu „feminizacja ubóstwa”, to moja koleżanka, która jest polonistką i pisarką, powiedziała mi, że jest to bardzo ważny temat, ale to jest taka nazwa, której nie da się słuchać. Kto chce słuchać o ubóstwie? W dodatku medialne obrazy ubóstwa są często bardzo stereotypowe. Oficjalnie nie mieliśmy biednych w PRL-u, więc mamy biednych tylko w lekturach szkolnych, gdzie Rozalkę upieczono w piecu albo dziecko wszywało sobie kartki do zeszyciku.
Pojawia się również ta bieda, która ma być biedą albo niezaradnych życiowo, albo biedą po pegeerze. I od razu pojawia się stereotyp siedzącego na ławce pod sklepem, pijącego Arizonę, mieszkańca byłego pegeeru, albo stereotyp biedy na własne życzenie – czyli ci, którzy nie potrafili zadbać o siebie, więc ich bieda jest ich winą. I takie stereotypy są niestety wciąż powielane.
Doświadczenie ubóstwa jest inne dla mężczyzn i dla kobiet?
Oczywiście, że tak. Takim najbardziej obrazowym przykładem jest to, że mężczyźni nie doświadczają ubóstwa menstruacyjnego. Wiemy, że są kobiety, które mają wybór, albo kupić dziecku jedzenie, albo sobie podpaski. Gdybyśmy szukały teraz jakiegoś analogicznego przykładu, w którym mogą się znaleźć mężczyźni, to wcale nie jest łatwo. Możemy pomyśleć, że mężczyzna nie ma na maszynkę do golenia. No to ok, będzie chodził jakiś czas z zapuszczoną brodą.
To nie jest produkt pierwszej potrzeby, tak jak podpaski.
Oczywiście. Albo na przykład mężczyzna nie ma pieniędzy na prezerwatywy, ale to nie on będzie w ciąży. Bardzo duża część ubóstwa, tego niewidocznego, tego kobiecego, dotyczy właśnie wymiaru reprodukcyjnego.
Ubóstwo bardzo mocno ogranicza decyzyjność o sobie w kwestiach reprodukcyjnych. Ubóstwo w rodzinie będzie wpływało negatywnie na dostęp dziewczynek do edukacji seksualnej czy opieki ginekologicznej, jeśli nie jest ona dostępna w ramach ubezpieczenia. Oznacza to brak dostępu do profilaktyki zdrowia reprodukcyjnego oraz barierę antykoncepcji.
O jakich przyczynach ubóstwa wśród kobiet możemy mówić? Niższe zarobki, szklany sufit, samotne macierzyństwo?
To wszystko, o czym pani mówi i jeszcze dwieście innych przyczyn. Rynek pracy na przykład dyskryminuje pracowników ze względu na ich płeć i jest to dyskryminacja na wszystkich poziomach – rekrutacji, warunków zatrudnienia, awansu czy emerytury.
Młode kobiety są kulturowo wpychane w inny wzorzec kariery niż mężczyźni, są na przykład zachęcane do podejmowania studiów pedagogicznych czy pielęgniarskich, bo będą podejmowały później role opiekuńcze. Kobiety od najmłodszych lat nie są zachęcane do konkurowania z chłopcami, a tam, gdzie konkurują muszą być dwa, trzy razy lepsze, żeby osiągnąć te same efekty.
Poza tym kobieta na rynku pracy najpierw jest młoda, więc pewnie będzie zaraz chciała zajść w ciążę, później, kiedy już urodzi, na pewno będą zwolnienia albo urlopy, a potem, jak już odchowa dzieci, to jest już za stara, żeby pracować zawodowo.
Czyli dochodzi nam jeszcze dyskryminacja ze względu na wiek.
Gloria Steinem już w latach 70tych XX wieku stwierdziła, że nie ma dobrego wieku dla kobiet, wolnego od dyskryminacji.
Z moich badań prowadzonych w 2004 roku w Łodzi wynika, że 52 lata to jest granica nie zatrudnialności. Kobieta, która traci pracę w wieku 52 lat zasadniczo nie ma szans na ponowne jej znalezienie na otwartym rynku pracy i obawiam się, że nic nie wskazuje na to, żeby coś się w tej sytuacji zmieniło. Tak naprawdę nikt się nie interesuje, co się dzieje z tymi kobietami.
Najbardziej dramatyczna sytuacja dotyczy tego, co się dzieje z emeryturami. Reforma emerytalna przeprowadzona w Polsce sprawiła, że emerytury kobiet relatywnie się obniżyły w stosunku do emerytur mężczyzn.
Mamy coraz więcej kobiet, które nie będą miały uprawnień emerytalnych lub których emerytura będzie niższa niż minimalna. Bieda starszych kobiet, oprócz niższej emerytury, to również sytuacja, w której zostają wdowami, kiedy ich świadczenia są również źródłem wsparcia w rodzinie. Do tego dochodzą problemy zdrowotne i ciągle rosnące koszty leczenia.
Każda kobieta narażona jest na doświadczenie ubóstwa?
To może dotknąć nas wszystkie. Badaczka feminizacji biedy, Irena Reszke, przywoływała obliczenia Henryka Domańskiego, jeszcze z końcówki lat 90-tych, które wskazują, że dziewczynka rodząc się jest już statystycznie narażona na ubóstwo bardziej, niż chłopiec. Oczywiście są kobiety, które tego nie doświadczą, ale statystycznie tego nie unikniemy – prawie wszystkie zarabiamy mniej niż mężczyźni i jesteśmy bardziej narażone na dyskryminację w pracy. W rodzinie często jesteśmy obciążone obowiązkami domowymi i pracą opiekuńczą.
Która jest niewidzialna.
Niewidzialna i nieodpłatna. Jeśli więc mamy konkurować z mężczyznami o karierę i pieniądze, a jesteśmy zarobione po uszy, to już na starcie jesteśmy w innym miejscu.
Do tego dochodzi jeszcze mocno tabuizowana, a dotyka 25 procent kobiet, przemoc w rodzinie, której jedną z form jest przemoc ekonomiczna. Kobieta nie zarabia pieniędzy, jest ich pozbawiana przez swojego przemocowego partnera. Jak więc ofiara przemocy domowej miałaby konkurować o pracę z kolegami, którzy jej nie doświadczają?
Czynników, które narażają kobiety na biedę bardziej niż ich hipotetycznego brata bliźniaka jest po prostu milion.
Mówimy o ubóstwie materialnym, o nieodpłatnej pracy w domu, wychowaniu dzieci, opiece nad bliskimi. Ciężko w tym wszystkim znaleźć czas dla siebie, czas na odpoczynek, dokształcanie się czy rozwijanie swoich zainteresowań. Czy taka sytuacja może mieć również konsekwencje społeczne?
Nierówne szanse, to nierówne społeczeństwo, którego połowa znajduje się w gorszej sytuacji ekonomicznej, na gorszej pozycji społecznej. Ma mniejszy udział we władzy i mniej liczy się politycznie tylko i wyłącznie dlatego, że składa się z kobiet. Wszelkie nierówności społeczne są szkodliwe dla systemu społecznego. Społeczeństwa, gdzie jest więcej równości zyskują, także ekonomicznie. Najprostszy przykład, to koszty opieki zdrowotnej. Jeśli wszystkie i wszyscy mają równy dostęp do profilaktyki, to koszty leczenia, ponoszone przez system opieki zdrowotnej, są mniejsze, podobnie jak koszty świadczeń rehabilitacyjnych, rentowych czy pomocy społecznej dla tych, którzy z powodu stanu zdrowia wypadają z rynku pracy.
Wspominała Pani o tabu dotyczącym ubożenia, o stereotypach. W jaki sposób możemy przełamywać stereotypy i przeciwdziałać ubóstwu?
Z mojej strony, jako badaczki, aby przełamywać tabu milczenia najpierw muszą być przeprowadzone badania, które dotrą do szerokiego odbiorcy. Zrobił to na przykład Kongres Kobiet w 2009 roku, ale jest rok 2021, Kongresu Kobiet już nie ma, a problematyka kobieca nie jest w Polsce chętnie podejmowana. Ze strony władz musi być wola słuchania, zbierania danych i na tej podstawie zmiany rzeczywistości społecznej. Żadna ekipa rządząca nie miała takiej potrzeby, żeby zmniejszyć zakres biedy i działać przeciw niej systemowo.
W Polsce sytuacja jest naprawdę dramatyczna. Kiedy wskazujemy grupy osób, które są narażone na biedę, to w pierwszej kolejności są to dzieci i mówimy wtedy o juwenilizacji biedy. Przed wprowadzeniem programu 500+ była to największa kategoria biedy. Drugą grupą narażoną na ubóstwo są właśnie kobiety – wtedy mówimy o feminizacji biedy. Nie mamy teraz masowych danych na ten temat, być może te zjawiska się wyrównały.
Aby przeciwdziałać ubóstwu i zmniejszać jego zakres potrzebne są programy równościowe w różnych miastach, na poziomie samorządowym. W Łodzi przygotowywany jest Wieloletni Program Przeciwdziałania Dyskryminacji i jako pierwsi w Polsce do czynników narażających na dyskryminację, obok innych standardowych przesłanek dyskryminacji, uwzględniliśmy ubóstwo. Na razie powstała lokalna diagnoza, w której między innymi opisane zostały skutki ubóstwa, także kobiet i dzieci. Wskazano rekomendacje dla lokalnej polityki oraz przykłady dobrych praktyk w tym zakresie z innych miejscowości w kraju i za granicą. Kolejną fazą powinno być stworzenie samego programu, uwzgledniającego te dane i przepisującego te rekomendacje na konkretne rozwiązania, które będą przez miasto wprowadzone. Pandemia zatrzymała prace nad tym etapem, ale mam nadzieję, że w ciągu najbliższych kilku lat program ten zostanie w Łodzi wprowadzony.
Tymczasem społeczeństwo obywatelskie nie śpi i właśnie pojawiają się w Łodzi „różowe skrzyneczki”, inicjatywy, które bezpośrednio dotyczą ubóstwa menstruacyjnego.
Dr Iza Desperak – socjolożka, feministka. Wykłada w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego. Zajmuje się m. in. socjologią gender, socjologią polityki oraz tematyką związaną z nierównościami, w tym z feminizacją ubóstwa.