Spoczywanie na laurach jest tak samo niebezpieczne jak spanie zimą w śniegu. Człowiek umiera podczas snu.
Droga Tamaro, kończyłaś prestiżową Akademię Teatralną w Krakowie.
Wtedy jeszcze Państwową Wyższą Szkołę.
Jak pamiętam, wtedy był taki niepisany zakaz występowania w serialach. To się chyba zmieniło?
Bardzo dobrze, że się zmieniło. Zresztą, to już się zmieniało jak ja byłam w szkole. Pamiętam, że na trzecim roku zagrałam w jakiejś etiudzie filmowej, a na czwartym zrobiłam Tygrysy Europy i już mogłam grać. Zawsze był jednak problem ze studentkami pierwszego roku. Jak miały propozycje z Teatru Telewizji na jakieś królewny czy księżniczki, to szkoła nie zawsze się zgadzała. Naszą ambasadorką była wtedy Anna Dymna, która mówiła: Kiedy te dziewczyny mają grać księżniczkę? Jak będą miały 40 lat? Teraz jest ten czas. Wydaje mi się, że praktyka w tym zawodzie jest najważniejsza
W dobie koronawirusa to chyba jest jedyne źródło dochodów w tej chwili, prawda?
Jeśli chodzi o nasz zawód to serial, film są chyba jedynymi źródłami dochodu w dzisiejszych czasach. Teatry w ogóle nie działają, eventów nie ma, koncertów nie ma, zostaje wiec telewizja i internet. Wielu ludzi jest przecież zamkniętych w domach, więc kultura i rozrywka jest tym bardziej potrzebna.
Jak dostałaś rolę w serialu Tajemnica zawodowa? To był casting czy ktoś do ciebie zadzwonił?
Dostałam propozycję skierowaną już bezpośrednio do mnie. To było bardzo miłe. Zadzwoniła do mnie moja agentka i powiedziała: Słuchaj, jest propozycja, przyślę ci scenariusz, powiedz czy ci się podoba. I się spodobało.
Tajemnica zawodowa mi na myśl przywodzi zawody takie jak ksiądz, prawnik i lekarz. To nie jest o kościele serial, więc?
O prawnikach i lekarzach.
Czy ty możesz krótko powiedzieć jaka jest fabuła? Bo tajemnicy oczywiście nie zdradzisz jak to się skończy. Ale o czym opowiada serial i jaka jest twoja rola w tym serialu?
Serial opowiada o kobiecie i kobietach, które ona spotyka. Poznajemy ją w momencie totalnej zmiany życia. Zresztą, każdą z tych bohaterek poznajemy kiedy albo same postanawiają zmienić swoje życie, albo okoliczności sprawiają, że muszą je zmienić. Tak jest w przypadku postaci granej przez Magdę Różczkę. Jeśli chodzi natomiast o moją bohaterkę, musi ona w pewnym momencie coś zrobić ze swoim życiem, musi je zmienić, bo to, jak ono wygląda w tej chwili, po prostu jej nie odpowiada.
Czyli trochę się wypaliła w tym, co robi?
Zrozumiała, że związek nie daje jej tego, czego by chciała. W pracy również się nie realizuje, a ma duże ambicje. Stwierdziła, że jeżeli ona sama nie zawalczy o sukces to nikt jej tej poczucia sukcesu nie da. Myślę tak prywatnie, że często oczekujemy różnych rzeczy: że może ktoś zadzwoni z propozycją, a może coś samo przyjdzie. I owszem to się zdarza, cieszymy się, ale to nas też rozleniwia i zostajemy w takiej strefie komfortu. Boimy się potem z niej wyjść, nie chcemy tego. Cały czas trzeba jednak o siebie walczyć, myśleć co będzie jak propozycje się skończą. W moim i mojego partnera przypadku to była np. decyzja o produkcji spektaklu. Odnieśliśmy sukces, ale, niestety, nadeszła pandemia. Moje podejście się jednak zmienia. Od takiego myślenia, że siedzę i czekam na propozycje przeszłam do – nie, robię coś swojego, działam. Nawet jeśli to będzie początkowo niedoskonałe, będzie to jakiś krok, jakaś rzecz, która mnie popchnie dalej.
Progres jakiś.
Tak.
Przypominają mi się słowa wielkiego filozofa Ludwiga Wittgensteina, który mówił, że spoczywanie na laurach jest tak samo niebezpieczne, jak spanie zimą w śniegu, człowiek umiera podczas snu.
Bardzo mądre powiedzenie. Na laurach lub nie, bo często spoczywamy też na swojej porażce i uznajemy, że skoro nic mi nie wychodzi to do niczego się nie nadaję. Zauważyłam jednak, że jak super się wszystko wiedzie to ludzie przestają się rozwijać.
A co jest fajniejsze dla ciebie, granie w teatrze czy granie w filmie? Zagrałaś przecież świetną rolę u Smarzowskiego.
Sto lat temu, ale było.
Cały czas świeże.
To jest inna płaszczyzna. Inne energie wytwarzają się na planie filmowym czy planie serialu, a inne w teatrze. W teatrze masz tu i teraz.
I jest ten widz.
Jest widz i jest przepływ. Akcja-reakcja. Dlatego uważam, że nigdy, przenigdy nie uda się teatr w internecie. Trzeba szukać innej formy.
Ja też tak uważam.
Nic tego nie zastąpi, tego bezpośredniego kontaktu, tej fali śmiechu czy milczenia, kiedy czujesz jak widz słucha cię z zapartym tchem. Natomiast film czy serial jest dla aktora ciekawą rzeczą. Lubię kamerę, mogę grać zupełnie innymi środkami.
Właśnie o to chciałem zapytać, że to są zupełnie inne środku wyrazu.
Można pogrzebać gdzieś głęboko w sobie. W teatrze mamy przeważnie dłuższy okres prób, można sobie poeksperymentować, wypuścić się. W serialu trzeba być gotowym od razu.
Zawsze się zastanawiam: jak się zapamiętuje tyle tekstu?
To akurat nie jest problem. Kiedy powtarzasz coś wiele razy to naprawdę wchodzi w głowę. Kiedyś się powtarzało modlitwę. Znasz ją teraz w każdym momencie, obudzi cię ktoś w nocy i pamiętasz. Tak samo masz z rolą. Jeżeli powtarzasz coś wiele razy to zapamiętasz. W serialu jest inaczej. Uczę się w trakcie nagrywania, a za dwa dni już go nie pamiętam.
Czyli na chwilę się go pamięta?
Tak, na chwilę. Przez to, że w teatrze powtarzasz ten tekst i grasz to wiele razy, często jest tak, że znam cały spektakl na pamięć, nawet kwestie innych aktorów i aktorek. Mam dobrą pamięć słuchową.
Uruchamia się łańcuch w głowie.
Mogę zostać suflerem. [śmiech] Wracając jednak do tych energii. Bardzo się cieszę, że mogę pracować i tu, i tu. Troszkę tęsknię za filmem. Chciałoby się trochę więcej tego kina. Film to taka rzecz, która zostaje. Jest ciągle aktualny i to chyba jedyna możliwość, żeby aktor pozostał w historii. Owszem, są seriale, do których się wraca, które są odtwarzane ponownie. Teatr jest natomiast tu i teraz, nie da się tego powtórzyć.
Która z twoich ról była najciekawsza dla ciebie? Które wcielenie było takie najbardziej absorbująco – trudne? Ale też satysfakcjonujące. Czy jest taka w ogóle?
Tak. Na pewno rola w Weselu była czymś przełomowym dla mnie. Pamiętam, że bardzo dużą trudnością było to, że byłam otoczona niezwykle charakterystycznymi ludźmi. Wesele jest wypełnione wyjątkowo mięsistymi postaciami, twarzami. Tam właściwie każdy człowiek to jakiś charakter, jakiś typ. Pamiętam jak statyści i aktorzy wysiedli z autobusu i pomyślałam sobie wtedy: Mój Boże, weź to teraz ugraj! W starej nomenklaturze można powiedzieć, że grasz amanta czy amantkę. Tu tak nie było. Miałam co grać, ale bałam się, że moja postać będzie bezbarwna, zginie gdzieś po prostu w tłumie tych charakterystyczności. Spotkałam się potem jednak z wieloma opiniami, że przez to, że ona była taka czysta, taka niecharakterystyczna, widz był w stanie się z nią utożsamić. Była takim pryzmatem, przez który widz oglądał całą tę historię. Wydaje mi się, że to właśnie Wojtek mnie poprowadził w tej roli. Nie żądał żadnych efektów, nie wiadomo jakich fajerwerków. To też jego zasługa, że widz był w stanie się utożsamić z tą bohaterką, z jej problemem. Widziałam wtedy, że biorę udział w czymś, co przejdzie do historii, co będzie przełomowe. I tak się stało. Po latach doceniłam też moją rolę w Niani. Wydaje mi się, że zrobiliśmy tam kawał bardzo dobrej roboty. Pamiętam, że jak grałam w tym serialu to miałam także rolę w teatrze i niektórzy koledzy uważali, że gram w jakimś sitcomie jest takie niepoważne. Myślę sobie jednak, że zrobienie takiego sitcomu jest wyjątkowo trudną rzeczą. Generalnie, robienie komedii, która w Polsce jest absolutnie niedoceniana, jest niesamowicie trudne. Wiele jest filmów, które się nie udają, są albo tandetne, albo nie ma się z czego śmiać, albo ten humor jest prymitywny. W tym serialu, choć oczywiście bazowaliśmy na wersji amerykańskiej, cały scenariusz był adaptowany na nasze warunki, tłumaczony dla naszej kultury. Pewne dowcipy, które tam działały musiały być przetłumaczone na naszą rzeczywistość. Bardzo dużo pracy włożyliśmy w ten scenariusz.
Prowadzę jeszcze programy w telewizji, o sztuce i kulturze, i o to też chciałem ciebie zapytać, bo wiem, że interesujesz się malarstwem.
Trochę.
Trochę?
Kiedyś miałam takie plany, nawet próbowałam dostać się do Akademii Sztuk Pięknych. Jednak Zawsze marzyłam, żeby być aktorką, ale uważałam, że nie mam szans, że jest to zawód, w którym na pewno trzeba mieć znajomości, na pewno trzeba mieć układy itd. Wydawało mi się, że może jak się trochę poduczę, podszkolę to się uda dostać do ASP bo obawiałam się ,że jednak aktorstwo jest dość enigmatycznym zawodem. Jednemu się podoba to, a drugiemu coś innego. Mam swoją własną wykładnię dobrego aktorstwa. Widzę, kiedy ktoś oszukuje i jestem w stanie to wychwycić, ale generalnie opiera się to na wrażeniu. Dlaczego ten, a nie tamten? Ta ma wredną twarz, a ta ma piękną twarz. To jest bardzo indywidualne. Natomiast w rysunku to albo umiesz, albo nie. Chciałam początkowo zdawać na architekturę wnętrz, żeby mieć też porządną pracę. Myślałam – będę miała swoje biuro, będę robić projekty, będę zarabiać pieniądze. Aktorstwo? Pierwsza pensja, którą dostałam w teatrze – 450 złotych. Potem jak się do tej szkoły nie dostałam, spróbowałam do teatralnej. Dosłownie na zasadzie – a niech już będzie, wejdę i jakoś zdam. Nie wierzyłam w to wtedy, ale się udało.
Za pierwszym razem?
Za pierwszym razem. I tak naprawdę to bez przygotowania. Musieli coś we mnie dostrzec. Może chcieli mieć wysoką blondynkę na roku.
Może… A propos wysokich blondynek. Mówią o tobie polska Nicole Kidman. Jak ty na to reagujesz?
Biedna Nicole.
Dlaczego biedna?
Współczuję jej, że cały życie jest w moim cieniu. Żartuję, wygłupiam się, przecież ona nawet wie, że istnieję. [śmiech]
Nawet się wcieliłaś w nią.
Tak, w programie Twoja twarz brzmi znajomo.
To było trudne?
Akurat teraz pracuję przy tym programie, więc mam dużo trudniejsze rzeczy niż tamto, ale nie będziemy teraz o tym mówić. Jak reaguję? To bardzo dobra aktorka, bardzo piękna kobieta. Niektórzy się teraz skarżą, że jej twarz nie za wiele wyraża. Uważam jednak, że nawet jeśli nie unika poprawek i upiększeń kosmetycznych, to i tak potrafi przekazać tę emocję, chociażby nawet oczami. Oczywiście, chciałabym mieć też takie wyzwania aktorskie jak ona. To takie marzenie.
Wielki świat.
Nawet nie chodzi o to, żeby grać na świecie, nie mam specjalnego ciśnienia, nigdy nie miałam. Chciałabym jednak trochę się oderwać od tego wizerunku takiej pani „ą, ę” i zagrać coś bardziej szalonego.
Czyli jakąś fajną wariatkę.
Tak, bardzo mi się to marzy.
Może nawet schizofreniczkę?
Wszystko przed nami!
Jeśli nie będzie to zdradzenie tajemnicy zawodowej, to ile odcinków będzie miał serial? Czy to będzie tasiemiec?
Pierwsza seria ma 10 odcinków z tego co pamiętam. Jeśli natomiast będzie kontynuacja to druga transza.
Tamaro, życzę ci, żebyś nie zachorowała na koronawirusa.
Już przeszłam, więc mam nadzieję, że drugi raz mi się nie pojawi.
Uodporniona jesteś, to mamy to za sobą. Dziękuję pięknie za rozmowę.
Dziękuję.