Bądź cicha i potulna. Nie krzycz! Bądź odważna. Rób swoje. Kreuj swoje życie. Załóż rodzinę. Nie za wcześnie. Nie za późno. Miej dzieci. Dlaczego tylko jedno? Aż troje? Nie przytyj. Nie przesadzaj z odchudzaniem. Zrób karierę. Bądź kobietą z klasą. Nie zadzieraj nosa! Wstydź się.
Wstydź się. Zachowujesz się jak chłopak. Obdarte kolana, brudne nogi, podarta spódnica. Bądź sprytna i zwinna. Rusz się. Nie wchodź na drzewo.
Unosisz głos, przekrzykujesz innych. Wstyd. Bądź przebojowa, bez tego niczego w życiu nie osiągniesz.
Jesteś zbyt wybredna, w ten sposób nikogo sobie nie znajdziesz. Poznaj kogoś. To już czwarty chłopak w tym roku. Wstyd.
Nie obnoś się z tym okresem. Uważaj, bo ktoś się domyśli. Jesteś już kobietą – gratulacje!
Ukryj wstydliwe mankamenty swojej sylwetki, poznaj modowe sztuczki i triki. Nikt nie jest idealny. Ty bądź.
Zaprzepaściłaś swoje szanse. Inne kobiety robią kariery. Nie zaniedbuj rodziny. Wstydź się.
Wstydź się. Zdradził, odszedł, szantażował. Pochwal się swoim mężem. Twój mąż świadczy o tobie. Elegancki i szarmancki.
Nie wywlekaj wstydliwych spraw. Nie mów o tym nikomu. Po co tam polazłaś? Jak się ubrałaś? Wstyd.
Jesteś ofiarą przemocy. Bo jesteś ofiarą losu. Nie potrafisz się obronić. W innych rodzinach tak się nie dzieje. Wstydź się. Ciiiiiiiisza.
Zadbaj o siebie, masz zmarszczki. Ukryj te siwe pasma we włosach. Nie szalej, w twoim wieku nie wypada. W twoim wieku to wstyd.
W psychologii funkcjonują różne definicje wstydu. Niektórzy badacze rozgraniczają choćby wstyd naturalny od wstydu toksycznego. Rozmaite są też nasze prywatne definicje wstydu, a także osobiste granice wyznaczające bezpieczną strefę między wstydem a bezwstydem, w której możemy czuć się komfortowo.
Szczególnie zastanawia mnie wstyd rozumiany jako emocja związana z nieprzychylnym postrzeganiem siebie, łącząca się z negatywnymi czy wręcz bolesnymi uczuciami. Zwłaszcza ten, którego doświadczamy w sposób specyficzny jako kobiety.
Nie jest tajemnicą, że kobiety podczas socjalizacji poddawane są pewnym konkretnym przypisanym do płci procesom i komunikatom. Wiele z nich wiąże się z nadmiernym wpędzaniem kobiet w poczucie wstydu i to w wielu sferach. Dzieje się to stopniowo. Małe – zdawać by się mogło – rzeczy prowadzą do poważnych skutków. „Od ziarenka do bochenka”, chciałoby się rzec przewrotnie.
W dzieciństwie bywamy powstrzymywane w swych pierwotnych instynktach, takich jak spontaniczny ruch i ekspresja emocji. Dojrzewając, zaczynamy wstydzić się fizycznych oznak kobiecości, czyli de facto własnego ciała. Tracimy więc kontakt z naszą pierwotną kobiecą naturą, z aspektem, który pozwala nam czuć się dobrze we własnym ciele.
Następnie, czujnie obserwowany jest nasz wygląd, zachowanie i styl życia. Oceniane jest nasze macierzyństwo, nasze zachowania seksualne. Zawstydzane jesteśmy już jako dziewczynki, i tak aż do lat późniejszych, kiedy jesteśmy tak zwanymi starszymi paniami.
Jak sprostać wymaganiom niebotycznym niczym wieżowiec Burdż Chalifa? Tym bardziej, że komunikaty, którymi bombardowane są kobiety bywają ze sobą wzajemnie sprzeczne. Mamy jednocześnie być skromne i seksowne, idealnie piękne i naturalne.
Zresztą, któż nie spotkał się z paradoksami oczekiwań społecznych w swoim życiu? I to bez względu na płeć. Jeśli idzie o uczucie wstydu, to szczególnie uderza nierównowaga, przerzucanie większej jego części właśnie na kobiety.
To długa tradycja. Przez wieki to kobietom przypisywano skłonność do ulegania pokusom i obarczano je winą za domniemane grzechy nieczystości. Fiksacja na tle ujarzmienia kobiecej seksualności i przejawów niezależności powodowała oskarżanie ich o czary. Kobiety pełniły rolę kozłów ofiarnych. To, co skrzętnie budowane i wdrukowywane w kolejne pokolenia, nie znika łatwo. Wstyd bywa dziedziczony na linii matka-córka. Zwłaszcza, gdy brakuje silnej, szczęśliwej i akceptującej swoją własną kobiecość matki. Czyli takiej, która zdołała swój wstyd przepracować. A to nie jest proste.
Oskarżam wstyd, którym nasza kultura obarcza kobiety. Oskarżam o te „urocze” rumieńce zawstydzenia, gdy ktoś bezceremonialnie komentuje naszą cielesność. O te „oj-tam, oj-tam” drobne uczucia dyskomfortu. Oskarżam wstyd o to, że milczymy i potulnie godzimy się na niedocenianie naszej pracy. Oskarżam wstyd o to, że w strachu przed nim dokonujemy wyborów, które nie służą nam i naszemu dobru.
Oskarżam wstyd o całe pasmo nieszczęść. O nieumiejętność adekwatnej reakcji w sytuacjach pogwałcenia naszej przestrzeni i naszego ciała. Oskarżam wstyd, który każe kobietom znosić upokorzenie i przemoc w rodzinie. Oskarżam wstyd, który powstrzymuje kobiety przed zgłoszeniem dokonanego na nich gwałtu.
Nie bawią mnie uwagi, że jeśli mąż bije, to widocznie żona to lubi. Nie jest mi do śmiechu, gdy słyszę rechot z akcji typu #metoo i komentarze mówiące „dopiero teraz sobie przypomniała?” Nie uniosę nawet jednego kącika ust, jeśli kobiece doświadczenia właściwie codziennie będą ośmieszane i dyskredytowane, a kobiety walczące o swoje prawa będą wyśmiewane i określane mianem – no cóż, powiedzmy, że – histeryczek.
Przyjmijmy dziś na siebie ten wstyd bycia kobietami. Przeprośmy, że żyjemy. Jesteśmy wszak mistrzyniami w dopasowywaniu się do cudzych oczekiwań i mocno ad hoc’owych wzorców. Dociągniemy w ten sposób bezpiecznie do emeryturki, założymy kapciuszki i… wreszcie przełamiemy ten wstyd. I powiemy sobie: kiedy, jeśli nie teraz?! A może nawet uda się to trochę, znacznie wcześniej? Jeśli się uda, to dobra robota, brawo!