Są miejsca, po wejściu do których czujemy, jakbyśmy przenieśli się do innego świata. Są miejsca, które w przemyślany i konceptualny sposób oddają myśl przewodnią, jaka towarzyszyła ich tworzeniu. Jednym z takich miejsc jest Cindy Vintage – klimatyczny sklepik na wrocławskim Nadodrzu, który zachwyci niejednego fana mody z przeszłości.
Mody i nie tylko, bo Cindy Vintage to miejsce, w którym posłuchamy muzyki, przymierzymy stroje z różnych epok, ale przede wszystkim poznamy Natalię Wychudzką – dziewczynę, która w prowadzenie sklepu wkłada masę energii, a do relacji ze swoimi klientami podchodzi z niespotykanym entuzjazmem. Chociaż „klient” to określenie nie do końca na miejscu, bo “do Cindy” chodzi nie jak do sklepu, ale raczej jak do najlepszej koleżanki: na kawę i ciastka, na wino, by porobić fotki albo przejrzeć kolekcję winyli.
Natalię poznałam ponad dwa lata temu na otwarciu jej butiku. Było to spotkanie przypadkowe, wydarzenie znalazłam na Facebooku. Poszłam i przywitałam się. Od początku znalazłyśmy wspólny język, a zakończyło się to niejedną współpracą. Bo Natalia to człowiek-orkiestra. Sama opracowała koncept sklepu – od strategii, po egzekucję, sama prowadzi też media społecznościowe, za pomocą których opowiada historie kryjące się za przedmiotami – perełkami, które sprzedaje:
W moim sklepie można znaleźć ubrania sprzed lat, które często mają za sobą wiele historii. Wystawiałam kolekcję sukienek pewnej pani księgowej, która w latach 80/90 pracowała w Nowym Jorku. To musiała być najpiękniejsza pani księgowa Manhattanu. Nie każdą historię udaje mi się odkryć, a jeśli jej nie znam, często fantazjuję. Wśród ciekawostek mogę wyróżnić płaszcz ze Szwecji kryjący w kieszeni bilet na prom z 1984 roku, marynarkę z lat 70. z drobnymi monetami, listy zakupów, torebkę z lat 50. z kawałkiem porcelanowego delfina, kombinezon narciarski z biletami na metro w Berlinie z lat 90. Takie znaleziska rozbudzają wyobraźnię i pozwalają spojrzeć na odzież z innego punktu widzenia.
Natalia stylizuje również sesje zdjęciowe, czasami jest też modelką, a niekiedy staje w roli fotografa, tworząc modowe autoportrety. Jak zaczęła się jej historia i zamiłowanie do mody vintage?
Pierwszy raz miałam z nią do czynienia w Londynie jeszcze na studiach. Byłam pod ogromnym wrażeniem selekcji vintage shopów – w jednej wielkiej sali mieściły się same oryginalne dresy Adidasa z lat 70. w każdym możliwym kolorze. Inna sala wypełniona była kurtkami skórzanymi. Kupiłam tam skórzaną saszetkę, którą noszę do dziś. Wizyta w kilku sklepach vintage pokazała mi, że każdy może być inny i że duże znaczenie ma sam klimat miejsca.
Od zawsze uwielbiała “szperactwo”, które nazywa „przeczesywaniem graciarni, niechcianych rupieci, niepotrzebnych rzeczy”. Determinacja i cierpliwość pomagają jej w odnajdywaniu ciekawostek na temat przedmiotów, które na pierwszy rzut oka nie zawsze wydają się interesujące. Natalia lubi nadawać im nowe znaczenie. Zamiłowanie do rzeczy starych przełożyło się też na ubrania:
Po kilku latach pracy na pełen etat, w urzędach, korporacjach, miałam poczucie, że muszę spróbować swoich sił we własnym biznesie. Miałam mały kajecik z pomysłami na biznes i początkowo nie sądziłam, że będzie to sklep vintage. Wyszło zupełnie naturalnie. Wystawiłam się kilka razy na targach modowych – poszłam z jedną walizką i wróciłam z pustą.
A skąd pomysł na nazwę butiku, Cindy Vintage?
Cindy to imię mojej pierwszej lalki, która nosiła spodnie i marynarkę z poduszkami – taka prawdziwa “najtisowa” businesswoman. Imię Cindy nosi też moja ulubiona modelka Cindy Crawford i oczywiście Cyndi Lauper z “Girls just wanna have fun”, czyli kwintesencja mocnych kobiecych charakterów lat 80-90. Później pojawiły się zapytania od klientów na temat tego, gdzie mieści się sklep stacjonarny (jakby byli pewni, że musi gdzieś być). Można zatem powiedzieć, że to moi stali klienci namówili mnie do otwarcia sklepu stacjonarnego.
Natalia nie ogranicza swojej działalności do przestrzeni butiku. Co miesiąc wraz z Njuromantik Vintage organizuje targi mody vintage (Vintage Market we wrocławskiej Recepcji, Vintage Market na Wyspie Tamka, Vintage Fiesta), a do współpracy zachęcają wystawców z całej Polski. Innym razem vintage market odbył się podczas edycji festiwalu Nowe Horyzonty, a wraz z Księgarnią Hiszpańską na Placu Solnym zorganizowany został pokaz mody, którego motywem przewodnim było kino Pedro Almodovara.
Taka forma rozrywki to na pewno ciekawa alternatywa dla miłośników mody i sztuki, a zwłaszcza dla miłośników przeszłości. Wydarzeniom często towarzyszy muzyka prosto z płyt winylowych. Jaki związek ma z targami używanych ubrań?
Retromania ma wiele twarzy. Ubrania i muzyka mają wiele powiązań. Z jednej strony znane przez nas gwiazdy muzyki, chociażby z lat 80. To one nadawały ton ówczesnym trendom, np. kultowa ramoneska, która stała się popularna dzięki członkom zespołu Ramones. W kolekcji Cindy zdarzają się (podobnie jak w przypadku winyli) tzw. białe kruki. Przykładem może być T-shirt z trasy koncertowej AC-DC z roku 1979 – prawdziwy rarytas dla kolekcjonerów. Z drugiej strony nie chodzi nam tylko o to, aby działać jak wehikuł czasu. Chcemy przyzwyczajać, że warto zastanowić się nad swoimi codziennymi wyborami. Możemy słuchać muzyki z supermarketów, ale możemy też – do czego namawiamy – odsłuchać ulubionego artysty z płyty winylowej i odkryć wcześniej niesłyszalne trzaski, chórki, instrumenty. A jeśli do tego zarzucimy na siebie T-shirt prosto z epoki, to gwarantuję zupełnie inne doznania.
Vintage uczy zatem tego, jak świadomie przeżywać codzienność i poszerzać kulturowe horyzonty. Jak zwracać uwagę na to, jakimi przedmiotami się otaczamy. Dlatego miejsca jak Cindy Vintage łączą ludzi, dla których moda to coś więcej niż nabywanie, często bez głębszej reflekcji, kolejnych ubrań. Takie miejsca służą również integracji społeczności vintage-maniaków, którzy podczas spotkań będą mieli o czym porozmawiać (chociaż nie zawsze będzie to temat ubrań i mody).
Najliczniejszą grupą odwiedzającą Cindy są osoby wykonujące wolne zawody. Ubrania z Cindy trafiają do teatru, opery – pojawiały się Nabucco Verdiego, na scenie dragqueen, na koncertach, festiwalach, w serialach, filmach czy teledyskach (m.in. u Natalii Kukulskiej). Do sklepu przychodzą też wieloletni klienci z przeróżnych grup wiekowych i wykonujących różne zawody – zagląda tu ortodonta, okulistka, kurier, piekarz, ale też emerytka czy uczeń. Bo ubrania vintage to nie tylko szaleństwa i ekstrawaganckie przebranie:
Kiedyś odwiedziła mnie grupa panów z wielkiej korporacji. Przyszli z nastawieniem, że udają się do sklepu ze śmieszną odzieżą. Chcieli się ubrać na imprezę w stylu lat 80. Ubranie na imprezę znaleźli, ale wrócili później po ubrania na co dzień, do pracy. Czułam wielką satysfakcję, bo to dobry znak, że coś drgnęło. Że osoby wcześniej oporne przekonują się do ubrań sprzed lat i odnajdują im miejsce we współczesnych trendach.
Ja również wiele razy wpadałam do Cindy “na herbatkę”. Uczestniczyłam też w warsztatach kolażu, które prowadziła jedna z zaproszonych przez “Cindy” instagramerek – plotkowałyśmy piłyśmy wino i wyklejałyśmy obrazki. Oczywiście towarzyszyła nam stylowa muzyka z lat 90. Atmosfera takich spotkań jest świetna, bo oprócz tego, że można poznać nowych ludzi, to po prostu miło i twórczo spędza się czas.
Skąd taki pomysł? Idea concept store miała swoje początki już w latach 90., jednak teraz staje się coraz bardziej popularna. Ponieważ my – użytkownicy przestrzeni publicznej – poszukujemy z jednej strony nowych bodźców (odmiennych od doświadczania zakupów w galeriach handlowych), z drugiej – liczymy na kompleksowość usług. Chcemy przywiązać się do miejsca i do ludzi. I dokładnie taką funkcję pełnią sklepy vintage.
Więcej o Natalii i jej vintage perełkach dowiecie się z jej instagrama @cindyvintage oraz na stronie sklepu cindyvintage.pl