Życie to jest teatr
Teatr wielu twarzy
A jaka jest Twoja ulubiona? Którą maskę przybierasz najchętniej?
Lubimy chodzić do teatru, obserwować na żywo grę aktorską – mimikę twarzy aktora, ekspresję emocji, mowę ciała. Bycie aktorem to niełatwy zawód – oznacza przede wszystkim ogromne wyzwanie dla psychiki człowieka. Aktor usypia swoją osobowość po to, by móc w pełni utożsamić się z granym przez siebie bohaterem, a odgrywane role na zawsze pozostawiają w nim ślad. W końcu mózg nie rozróżnia udawanych przeżyć od tych przeżywanych naprawdę.
A co, jeśli Ci powiem, że teatr masz na co dzień?
Aktorami jesteśmy wszędzie: robiąc zakupy w warzywniaku, wygłaszając prezentację w pracy, śpiewając sto lat na przyjęciu u cioci. Każdego dnia odgrywamy kilka, kilkanaście różnych społecznych roli – koleżanki, pracownika, sąsiadki, żony, męża, rodzica, dziecka.
Od małego jesteśmy uczeni, co wolno, a czego nie. Co wypada, a co nie wypada. Jest to nierozłączny element procesu adaptacji społecznej. Jak małe dziecko testuje granice, na ile może sobie pozwolić i co jest akceptowalne tak dorosły człowiek ma je już wbudowane, nabyte. Stąd postępuje tak, jak “powinien” – jak oczekują od niego inni.
Im intensywniej uczestniczysz w życiu społecznym, tym w więcej ról będziesz się wcielać. Na przykład rozmowa rekrutacyjna to nic innego, jak rodzaj castingu. To prawda, rekruterzy patrzą na twoje kompetencje, CV, doświadczenie. Ale nie tylko. Czasem pracę dostają Ci, którzy odpowiednio się „sprzedadzą” – zaprezentują się od jak najlepszej strony jako potencjalny kandydat.
Okazuje się, że to „aktorstwo” może mieć swoje pozytywne strony. Po pierwsze wyzwala naszą kreatywność, daje nam siłę do działania i podwyższa naszą samoocenę.
Grając, staramy się być jak najlepszą wersją siebie. Kolejny aspekt to umożliwienie wglądu w swoje własne wnętrze – doskonale czujemy, gdy odgrywając rolę robimy coś nie do końca zgodnego z naszą wolą. Wchodzenie w rolę może pomóc również w walce z nieśmiałością i kompleksami. Poprzez odgrywanie innej wersji siebie, możemy praktykować pozbywanie się tych cech osobowości, które nie do końca lubimy, a takim cechom, które w nas kiełkują, pozwolić ujrzeć światło dzienne.
Granie pozwala również zburzyć mur emocjonalny poprzez stawanie się „nie do końca sobą”. Odgrywając innego człowieka, podświadomie zaczynamy postępować tak, jakby postąpił ON. To oznacza, że jeżeli w tym „autentycznym” wcieleniu mieliśmy problem z uświadomieniem, ujawnieniem lub zaakceptowaniem pewnych emocji, odtwarzając kogoś innego istnieją większe szanse, że damy dojść tłumionym emocjom do głosu. Dzieje się tak dlatego, że wcielając się w postać utworzonego w naszym umyśle bohatera, automatycznie zaczynamy przejawiać takie zachowania, jakie moglibyśmy tej osobie przypisać.
No dobrze, ale aktor przecież musi w końcu kiedyś z tej roli wyjść. Spotkania z ludźmi, czyli spektakle nie raz bywają wyczerpujące. W końcu rola, w którą wchodzimy wymaga od nas nie lada pokładów energii. Czasem nie radzimy sobie z tą presją. Pewnie nie raz byłeś w sytuacji, kiedy przeprosiłeś zebrane osoby na chwilę, mówiąc, że musisz wyjść zadzwonić albo skoczyć pilnie po coś do auta? Albo wyjść na papierosa? Tak, to są te momenty, kiedy musisz na chwilę zdjąć maskę i zrobić reset. Bo granie jest męczące, a nasza wytrzymałość ma swój limit.
Wg socjologa E.Goffmana, autora książki pt. „Człowiek w teatrze życia codziennego”, idziemy wtedy za tzw. “Kulisy” – czyli w miejsce, w którym się czujemy na tyle swobodnie, że możemy pozbyć się masek i odłożyć je na chwilę na stół.
Za Kulisy jednak wpuszczamy tylko nielicznych – takie osoby, które czujemy, że bezwarunkowo nas akceptują.
Co ciekawe, Goffman zauważa, że Kulisy są również miejscem prób do przyszłych przedstawień – np. wyjścia na spotkanie służbowe czy nawet wizyty w salonie kosmetycznym.
Czy to, że gramy przed innymi oznacza, że jesteśmy fałszywi? Niekoniecznie. W końcu wszyscy zakładamy maski. Po części jest to nieuchronne – automatycznie dostosowujemy się do osób, z którymi wchodzimy w interakcję. Zależy nam na pokazaniu się od jak najlepszej strony i zrobieniu dobrego wrażenia. Jak poznać, która maska jest prawdziwa? A to taka, po przybraniu której nie czujesz w ciele oporu, frustracji, ścisku w żołądku. Kiedy nie czujesz presji ani przymusu, rozmowa płynie naturalnie, a spontaniczność nie sprawia ci kłopotu. Fałszywi jesteśmy wtedy, kiedy przybraną maskę wykorzystujemy do własnych celów.
Czy da się uciec z tego teatru? Czy da się maskę zdjąć? Nie. Gramy cały czas i robimy to, żeby przetrwać. Dostosowujemy swoje zachowania do społeczeństwa, by móc być jego członkiem. Gdybyśmy chcieli się od nakładania masek uwolnić, musielibyśmy zostać pustelnikami. Nie bez przyczyny niektórzy od tego przedstawienia uciekają i kupują dom z dala od miasta, na odludziu, aby ograniczyć ilość “spektakli”. Ale bez obaw: tak jak na wiele innym przypadłości – lekarstwem jest reset. Odpoczynek, wyjście z roli, zdjęcie przebrania.
Bycie samemu lub z tymi, których akceptujemy „za kulisami”. Pamiętając o tym, by zasłonić kurtynę.
***
Autorką ilustracji w tekście jest Agata Potakiewicz. Mieszka i pracuje w Warszawie. Malowanie od zawsze było jej pasją, a nawet czymś więcej. Pomysły na prace czerpie z obserwacji ludzi, ich zachowań i problemów.
FB: https://www.facebook.com/mistageart7
https://nowasztukahumanizmu.wordpress.com/agata-potakiewicz/