ANYWHERE          TV           REDAKCJA

(Nasze) prawo do przyjemności – recenzja filmu “Orgazm, czyli mała śmierć”

KAROLINA KOŁODZIEJCZYK

Czego spodziewać się po filmie o orgazmie? Technicznych opisów? Obrazów zbliżonych do filmów pornograficznych? Rozmów z parami? Niekoniecznie. Film dokumentalny “Orgazm, czyli mała śmierć” pokazuje, że ten temat może stanowić punkt wyjścia do dyskusji wcale niekończącej się na łóżku. 

Za Szwajcarską produkcją stoi Annie Gisler, która jest również narratorką dokumentu. Jej osobiste przemyślenia o kobiecej seksualności przeplatają się z wypowiedziami kilku kobiet w różnym wieku, z bardzo różnymi doświadczeniami. Core całego filmu to oczywiście te doświadczenia, które dotyczą orgazmu.

Kadr z filmu “Orgazm, czyli mała śmierć”

Poznajemy więc jego rodzaje, odczucia im towarzyszące, tajniki kobiecej fizjonomii. Jednak to nie to stanowi o sile tego filmu. Najważniejsze jest to, co obok orgazmu. Bo orgazm nie jest celem samym w sobie, w każdym razie nie oderwanym od wielu innych czynników.

Przemyślenia tych kilku kobiet o seksualności, o przyjemności w seksie i, co kluczowe, o nauce jej osiągania, na pewno będą bliskie i wielu z Was. Brak właściwej (a obecnie – jakiejkolwiek) edukacji seksualnej w Polsce nie powoduje tylko tego, że wiedza na temat antykoncepcji kuleje. Nie wiemy też często, gdzie zlokalizowany jest ten słynny “punkt G”, czym różni się orgazm pochwowy od łechtaczkowego, czy jak rozmawiać z partnerami i partnerkami o naszych potrzebach w łóżku. I to ostatnie wydało mi się właśnie  najważniejszym przekazem płynącym z filmu.

 
Reklama

Kadr z filmu “Orgazm, czyli mała śmierć”

Tyle mówimy o równouprawnieniu kobiet w polityce, na rynku pracy czy w edukacji, a co z życiem seksualnym? Seks jest szalenie istotną częścią naszej codzienności. A mimo tego my, kobiety, mamy tendencję do zaniedbywania swoich potrzeb na tym gruncie. Jesteśmy przyzwyczajone do zaspokajania mężczyzn, do seksu opartego tylko na penetracji (a w ten sposób większość kobiet NIE osiąga orgazmu), do przemilczania tego, co czujemy i pragniemy.

Kadr z filmu “Orgazm, czyli mała śmierć”

Czy jest to wina patriarchatu? W znacznym stopniu na pewno. Czy jednak to na tym powinnyśmy się skupić? Nie sądzę. Zgadzam się z bohaterkami filmu, które mówią, że swoje potrzeby trzeba komunikować. Co więcej – by w ogóle je komunikować, najpierw trzeba je poznać.

To też nie jest takie oczywiste. Bo jak niewiele mówi się publicznie o odkrywaniu własnej seksualności, prawda? A za to, z drugiej strony, jak łatwo wpaja nam się od najmłodszych lat, że masturbacja to grzech, a dziewczyna, która lubi uprawiać seks i robi to z różnymi partnerami, to “dz***”.

Jeżeli na taką narrację też się w Was coś zaczyna gotować, to powinnyście obejrzeć “Orgazm, czyli mała śmierć”. I pokazać go swoim partnerom czy przyjaciołom. Bo od takich inicjatyw zaczynają się zmiany.

 

 

*Film obejrzałam w ramach akredytacji medialnej na festiwalu Her Docs, odbywającym się w dniach 22-28.10 w Warszawie oraz 22-31.10 online.

Share this post

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

PROPONOWANE