W samym środku słonecznego dnia, w Łazienkach Królewskich, oddychających historią, pięknem sztuki i majestatem osób, które niegdyś się tu przechadzały, Maciej Zień zorganizował swój kolejny pokaz mody. Była to poniekąd sentymentalna podróż do przeszłości, bo właśnie tutaj, dwadzieścia lat temu Zień zorganizował swój pierwszy profesjonalny pokaz. Dzisiaj, z dwudziestoletnim stażem i nazwiskiem, które znają wszyscy, powrócił w to samo miejsce z nieco mniejszymi nerwami i kolekcją, która jest kwintesencją jego stylu, estetyki i tego, do czego przyzwyczaił nas przez całą swoją karierę.
Zapewne nikogo nie zaskoczę, jeśli napiszę, że w centrum kolekcji stała kobieta. Maciej Zień projektuje dla kobiet i to one zawsze są punktem wyjściowym i kropką nad „i” w każdej kolejnej kolekcji projektanta. Nie obyło się więc bez sukienek, które zdominowały wybieg. Obok nich pojawiły się jednak garnitury uszyte z myślą o współczesnej kobiecie biznesu, denimowy kombinezon, który przełamywał mocno wyjściowy charakter kolekcji, oraz peleryny, które stanowiły wykończenie poszczególnych stylizacji.
Najmocniejszym punktem kolekcji są z pewnością tkaniny, które Maciej Zień dobiera jak prawdziwy esteta, wyczulony na najmniejszy szczegół materiału. To duża umiejętność, która zapewne przyczyniła się do tego, że dzisiaj jego suknie cieszą się wielką popularnością. Bogate zdobienia, printy, hafty, brokatowe błyski i aplikacje to specjalność marki Zień. To one sprawiają, że sukienka nabiera charakteru i wyróżnia się pośród innych na sali. Muślin, jedwab, żakard, welur i wysokiej jakości wełna to tkaniny, z którymi Zień jest za pan brat, rozumie je i wie, jak uzyskać z nich zamierzony efekt na manekinie.
W jesienno-zimowej kolekcji Zienia widoczny jest jednak pewien paradoks. Pomiędzy sukniami, które zachwycają nie tylko tkaniną i zdobieniami, ale właśnie też dużym talentem projektanta do drapowania, konstrukcji i podkreślania tego, co warte podkreślenia, znajdziemy również sukienki, które nie olśniewają tak, jak inne. Przypominają projekty, które widujemy w dobrych sklepach sieciowych, na studniówkowych balach, czy weselnych uroczystościach. Trochę za mało jak na królewskie pałace. Na szczęście to tylko pojedyncze sylwetki, które z pewnością nikną wśród innych, pięknych i niesztampowych propozycji Zienia.
Największym atutem projektanta z pewnością pozostaje jego styl, który można rozpoznać bez metki doszytej do sukni. To duży sukces, ale też przekleństwo, które może zamienić się w ciągłe powielanie podobnych pomysłów. Wybór miejsca, godzina, muzyka na żywo i wspaniałe otoczenie pełne sztuki było miłym zaskoczeniem i powiewem świeżości godnym paryskich pokazów. Tkaniny i wybrane kroje zachwycają i skutecznie równoważą te mniej wyjątkowe projekty, w których po prostu czegoś zabrakło. Być może impulsu, który poderwałby zebranych gości z krzeseł w euforii zachwytu, nawet jeśli łazienkowskie otoczenie wymaga powściągliwości i trzymania emocji na wodzy.
Tytuł kolekcji to „MOJO”, który oznacza amulet, talizman i talent. Tego ostatniego nie można odmówić Maciejowi Zieniowi, który już dwadzieścia lat udowadnia, że jego miejsce z pewnością znajduje się na wybiegu. Trzymam jednak kciuki, aby ten talizman przyniósł mu również nową energię i chęć do małej rewolucji, która pozytywnie zaskoczy nas podczas kolejnego, z pewnością równie pięknego pokazu.