Longin Majdecki – urbanista zieleni

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Stworzenie parku krajobrazowego to spore wyzwanie, ale dla Longina Majdeckiego nic, co związane było ze sztuką nie stanowiło przeszkody nie do pokonania.

Cały naród…

W życiu miał dwie pasje: sztukę i ogrody. Nie potrafił przejść obojętnie wobec ciekawego obrazu, kolorowych kwiatów i rosnących w równych szpalerze drzew. Każdą chwilę poświęcał pracy, efektem czego powstało wiele nieprzeciętnych parków krajobrazowych i założeń zieleni. W zrujnowanym w czasie wojny mieście brakowało soczystych połaci zieleni, a on – nauczyciel akademicki, znany architekt krajobrazu i wybitny znawca urbanistyki – wiedział, w jaki sposób zmienić wygląd Warszawy. Mający doskonałą orientację w terenie Majdecki rzadko się mylił, nie wyciągał pochopnych wniosków, a jeśli już, zawsze nanosił poprawki na obliczenia. Źle przycięte liście wystarczyły, by architekt nie był z tego faktu zadowolony. Urodzony w średniozamożnej rodzinie Longin Majdecki od zawsze wiedział, że zostanie urbanistą.

Włócząc się wąskimi dobrze znanymi mu ulicami nie miał wątpliwości, że w stolicy brakowało zieleni, a kiedy wybuchła wojna zaledwie 19-letni Majdecki wraz z innymi studentami Politechniki Warszawskiej odgruzowywał miasto. Zniszczone tynki zabytkowych kamienic, nieistniejące dzielnice i wyrastające w nich bloki zmusiły Majdeckiego do jeszcze cięższej pracy. Ziejące pustką szkielety domów, wolno stojące pomniki, z których pozostały resztki i unoszący nad ziemią pył nie przeszkodziły Longinowi w snuciu bezczelnych planów zostania ogrodnikiem. Robił wszystko, by Warszawa wyglądała jak dawniej. Widok zniszczonego miasta wywarł na nim wrażenie. W Biurze Urbanistycznym i odpowiadającym za powstanie Mokotowa Biurze Budownictwa Komunalnego „Stolica”, dokąd trafił zaraz po studiach Majdecki poznał Stanisława Lorentza. Dyrektor Muzeum Narodowego, ten sam który ukrył setki dzieł sztuki na czele ze „Starą pomarańczarką” Aleksandra Gierymskiego, zaprosił do galerii Pabla Picassa i przed całym światem pochwalił jego kolekcję ceramiki, często przychodził do biura i pytał o postęp prac. Obaj, uważali, że miasto potrzebowało zieleni, a wznoszone z gruzobetonu bloki nie pasowały do szybko rozrastającej się Warszawy.

Człowiek czynu

„Studiowanie historii ogrodów kształtuje smak artystyczny”, powtarzał na początku ćwiczeń i wykładów. Przerażonych nadmiarem przedmiotów studentów uspokajał, że większość zajęć odbywa się w terenie. Na interdyscyplinarnych spotkaniach powtarzano nie tylko historię parków, ale i sztukę; Majdecki zabierał studentów do Łazienek i „przy okazji” pokazywał im obrazy, rzeźby, rzemiosło artystyczne. Mówił zwięźle, zrozumiale, nigdy nie nadużywał władzy, a wiedza, w jaki sposób działał rodzimy uniwersytet nie raz mu się przydała.

Poza Wydziałem Architektury Majdecki rewitalizował Dolinkę Służewiecką, Lasek Bielański, dzięki niemu wyładniały cmentarze w Chełmie i Skierniewicach. Ale i tak jego najważniejszym dziełem pozostaje pewna książka.

Warszawiak

Do napisania „Historii ogrodów” przygotowywał się długo. Zebranie notatek, porównanie ich z ówczesnym stanem wiedzy i stworzenie prostych, przystępnych tekstów wymagało od Majdeckiego czasu i determinacji – poza kilkutomową pozycją ogrodnik przygotowywał wykłady, równocześnie przystał na tworzenie Centralnego Parku Kultury, Powiśla, założeń w Opinogórze, Arkadii, Radziejowicach, Rozalinie, Królikarni i ogrodach Zamkowych w Warszawie. Czasem miał tak dużo zajęć, że nie wiedział, czym w następnej kolejności winien się zająć.

W wolnych chwilach podróżował, ale nawet wtedy nie przestawał myśleć nad udoskonaleniem parków krajobrazowych. Jeśli tylko miał taką możliwość jeździł do Japonii, podobał mu się pomysł połączenia zieleni ze skałami i niewielkimi rzeźbami. W chwili śmierci Longina Majdeckiego uważano za najważniejszego architekta zieleni, ogrodnika, który swoimi pomysłami przywrócił blask dawnej Warszawy. Miastu, które pokochał i dla którego zrobiłby wszystko.

Reklama