Błoto po kolana, zalane miasto i odwołane koncerty. Tak zaczęła się tegoroczna, siedemnasta już, edycja największego w Polsce festiwalu muzyki elektronicznej. Brzmi jak idealny scenariusz na rozczarowanych uczestników. Nie tym razem. Organizatorzy stanęli na wysokości zadania, a pozostałe dwa dni festiwalu zrekompensowały nieprzyjemny start.
Tegoroczna edycja była pierwszą po przenosinach z Płocka do Łodzi. Duży test zarówno dla Łódzkich Błoni jak i organizatorów samej muzycznej imprezy. Okazało się jednak, że wszyscy stanęli na wysokości zadania – mimo ściany deszczu, która postanowiła nie opuszczać miasta przez całą noc, zadbali o uczestników na najwyższym poziomie. Jasne i częste komunikaty, szybka ewakuacja i trzymanie kciuków, aby kolejne dni były wolne już od takich niespodzianek.
Zaskakujący początek
Odwołanych koncertów już nie nadrobiliśmy, ale Audioriver utrzymuje poziom najlepszej imprezy w kraju i zrobił wszystko, aby zrekompensować nam nieprzyjemny falstart. Tak samo, jak uczestnicy podziękowali za coroczną trzydniową euforię, robiąc frekwencyjny rekord, bo na Łódzkie Błonie przybyło ponad 20 tysięcy ludzi. Portal Muno wynagrodził Piotra Orlicza-Rabiega dziesiątą już statuetką dla najlepszego festiwalu w Polsce. Zasłużenie.
W tegorocznym lineupie pojawili się najwięksi gracze elektronicznych scen, tacy jak Elderbrook, Rysy, Gorgon City, Sub Focus czy Kolsch. Tłum pod sceną tańczył do porannych godzin. Deszcz zawitał znów w sobotę nad ranem, ale w bardzo delikatnej formie. Co oczywiście nie odstraszyło uczestników głodnych dobrej zabawy, w rytm najlepiej wyselekcjonowanej muzyki.
Nie zapominajmy oczywiście o ostatnim, ale chyba najbardziej klimatycznym dniu festiwalu czyli SUNday, podczas którego muzyka serwowana była już od samego rana. Zagrali między innymi Yulia Niko, Damian Lazarus, Carlita czy Elkka. Uczestnicy mogli odpoczywać po nocnym szaleństwie pod sceną na leżakach, huśtawkach czy trawie i wygrzewać się w słońcu.
Audioriver to nie tylko muzyka. To także wiele atrakcji umilających czas między koncertami. Na uczestników czekało wiele stref chilloutowych. Mogli grać w piłkarzyki, kosza, albo skorzystać z usług fryzjera. Strefa gastronomiczna również była bardzo dobrze zaopatrzona. Dodatkowo, przed koncertami można było przysłuchiwać się panelom dyskusyjnym między innymi na temat tego, jak nie stracić głowy w branży muzycznej.
Łódź godnym zastępcą Płocka
Nie był to mój pierwszy raz na Audioriver i zapewniam, że nie ostatni. Płock miał swój charakterystyczny klimat. Przybrzeżna plaża potrafiła nas niesamowicie ugościć. Wylegiwanie się na ciepłym piasku w oczekiwaniu na kolejne koncerty sprawiało, że chciało się wracać każdego roku. Sądzę, że każdy miał dozę wątpliwości w sobie, jadąc w tym roku do Łodzi, jednak i to miasto okazało się strzałem w dziesiątkę. Świetna komunikacja, duży wybór noclegowy i ulica Piotrkowska, która w ciągu dnia robiła co mogła, by być godnym beforem przed imprezą na Łódzkich Błoniach.
Co roku program Audioriver wypełniony jest po brzegi. Na tyle, że tuż po zakończonym festiwalu mam niedosyt, bo nie jestem w stanie skorzystać ze wszystkiego, co przygotowali dla nas organizatorzy. Kilkudziesięciu DJ-ów z różnych zakątków świata kusi, by choć na moment pojawić się pod sceną, ale wtedy okazuje się, że te trzy dni to jednak wciąż za mało. Nie wiem jak to robią, ale tu autentycznie apetyt rośnie w miarę jedzenia. Nie mogę się już doczekać kolejnej edycji, bo wiem, że organizatorzy znów zabiorą nas do magicznego świata muzyki elektronicznej. A kto wie, czy nie pobijemy kolejnych rekordów.
Autorka: Alicja Janik