Kim jesteś? Spójrz w lustro i zadaj sobie to pytanie. O tak, sobie i dla siebie. Nie chodzi o wpis w CV formułki zaczerpniętej z kolejnego warsztatu jak perfekcyjnie przygotować życiorys, by cię zatrudniła największa korporacja świata, nie chodzi o wypisanie nazwy specjalizacji z dyplomu. Kim jesteś dla samego siebie? Czy aby na pewno dla siebie jesteś piekarzem, nauczycielką, specjalistką od PR czy dermatologiem? A może jesteś? To teraz inaczej: kim jesteś dla swojego wewnętrznego dziecka? Hm? Pytasz, a cóż to takiego? A to wcale nie jest głupie pytanie. Przypomnę, takie nie istnieją. Już wyjaśniam. Wewnętrzne dziecko to pretekst do tego, by uznać za możliwą relację z samym sobą.
Narodziłam się ponownie. Wyszłam z wielkiego kokonu, wyposażona w skrzące się delikatne skrzydła, kruche i silne. Manifestują moją gotowość do bycia przede wszystkim sobą. Do reprezentacji własnego ja, niezależnie od tego, czy jestem dzieckiem czy matką.
Pierwsze i każde kolejne moje przyjście na świat otwierało nową materię, na którą składała się energia z lęków i pragnienia. Im więcej tych drugich, tym lżejsze te pierwsze, rolą których jest oszacowanie z czego ma się składać magiczna kula, w której kreowany jest mój świat. Akceptacja przyszła dużo później, a wraz z nią ulga.
Gdy zrozumiałam, że uciekanie jest w porządku, pozwoliłam na nie swoim dzieciom. Ucieczka to nic innego jak wytyczanie własnych granic, które nie zawsze są dla nas jasne. Z pewnością nie wtedy, kiedy się jest dzieckiem.
Często, dopiero będąc dorosłą „małą” dziewczynką, zaczynamy się zastanawiać, dlaczego otoczenie nie traktuje cię poważnie? Odpowiedź jest prosta: nie wytyczasz własnych granic. Tu mała dygresja: cały czas jest mowa o stworzeniu przez rodzica odpowiednich warunków bezpieczeństwa.
Piękną umiejętnością jest przyzwolenie sobie na mówienie „tak”. Tylko w ten sposób z łatwością można pewnym sytuacjom, zdarzeniom, ludziom oznajmić: „nie”. Tak samo w relacji z mamą lub własnym dzieckiem, czyli w relacji, która z reguły jest najbliższa. Tuż po tej z samym sobą. I tu uwaga. Tuż po tej z samym sobą!
Felieton zawiera fragmenty tekstu Mariki Krajniewskiej z książki „Dziękuję ci za…”, dostępnej w księgarniach internetowych.