Jak przyciągnąć uwagę świata i sprawić, żeby o marce było naprawdę głośno? Pokazy mody już dawno przestały służyć jedynie prezentowaniu nowych kolekcji. Obecnie bardziej przypominają spektakle i performance. Muzyka, odpowiednio dobrane oświetlenie i przede wszystkim zaskakująca scenografia są gwarantem, że show nie przejdzie bez medialnego echa. To z kolei warunkuje wzrost wskaźników sprzedażowych i bycie na topie. Stawka jest ogromna. Dlatego właśnie dyrektorzy kreatywni wraz ze swoim sztabem do zadań specjalnych z sezonu na sezon wymyślają coraz to bardziej dziwaczne koncepcje. Wspinają się na wyżyny kreatywności, aby zaskoczyć nawet najbardziej wybrednych konsumentów i crème de la crème modowego świata, który widział już prawie wszystko.
Jednym z pierwszych projektantów mody, dla którego scenografia nie stanowiła jedynie tła, był Alexander McQueen. Brytyjczyk podniósł poprzeczkę tak wysoko, że do teraz niewielu udaje się mu dorównać. Podczas organizacji pokazów modyfikował tradycyjną formę wybiegu – „zamykał” modelki w szklanych pudełkach i ustawiał je na gigantycznej szachownicy. Był również inicjatorem wprowadzania na wybieg nowych technologii. Jeśli myślicie, że drony, które w 2018 roku demonstrowały torebki na pokazie Dolce&Gabbana, były innowacyjne, nic bardziej mylnego. McQueen wykorzystywał roboty już dwadzieścia lat wcześniej i wcale nie mniej fantazyjnie – do historii przeszedł pokaz The Overlook, w którym maszyny na oczach widzów malowały sprayem po sukni modelki. Tak rozpoczęło się szaleństwo, które wraz z rozwojem social mediów, przybiera na sile. Obecnie, śmiało można powiedzieć, że scenografie pokazów mody to wyścig, w którym tylko sky is the limit.
Był jednak w historii mody projektant, dla którego nawet niebo rzadko stanowiło jakąkolwiek granicę. Jeśli mówimy o scenografiach z górnej półki, grzechem byłoby nie wspomnieć Karla Lagerfelda. Niektórzy twierdzą, że to właśnie dzięki majestatycznym i pełnym rozmachu oprawom pokazów Chanel stało się najbardziej rozpoznawaną marką luksusową na świecie. Przestrzeń paryskiego Grand Palais co sezon zmieniała się nie do poznania. Supermarket, gigantyczna sterownia, las pokryty najprawdziwszymi jesiennymi liśćmi, muzeum sztuki współczesnej – to tylko kilka pomysłów, które zapisały się złotymi zgłoskami w historii mody. Diabeł tkwi w szczegółach i Lagerfeld wiedział o tym doskonale. Dlatego każda scenografia Chanel była perfekcyjna i maksymalnie realistyczna. Dzięki temu zachwycała i pokazywała, kto tak naprawdę „umie w luksus”.
Jeżeli chodzi o widowiskowość scenografii, Chanel rzeczywiście nie ma sobie równych. Jednak, gdy weźmiemy pod uwagę konceptualność i oryginalność, przegrywa w przedbiegach z markami takimi jak Vetements czy Gucci. Potwierdzenia tych słów nie trzeba szukać w dalekiej przeszłości. Wystarczy wspomnieć ostatni pokaz mody męskiej Vetements, podczas którego po wybiegu przechadzały się sobowtóry Kate Moss, Naomi Campbell, Angeliny Jolie czy Snoop Dogga. Zdjęcia z prezentacji kolekcji w okamgnieniu stały się internetowymi viralami. Bądźmy szczerzy, w czasach, gdy sukces mierzy się ilością kliknięć trudno o lepszą reklamę.
Szokować lubi również Alessandro Michele. Gucci dużo częściej stawia jednak na mroczne klimaty. Zdecydowanie najgłośniej było o pokazie marki na sezon jesienny 2018, podczas którego wybieg na niecałe dziesięć minut zamienił się w istny festiwal dziwności. Mogliśmy zobaczyć: modelkę z trzecim okiem, żywe węże i figurkę, która przypominała zwinięty embrion smoka. Bezkonkurencyjni byli jednak modele, którzy nieśli pod pachą repliki własnych, odciętych głów. W tym roku Michele także nie zawiódł. „Jeśli nie masz planów na środę, wpadnij do Gucci” – tak mniej więcej brzmiała treść zaproszenia na najnowszy pokaz marki, którą dyrektor kreatywny rozesłał przy pomocy aplikacji WhatsApp. Scenografią tym razem okazały się kulisy show. W ten sposób Michele ukazał, że transparentność to drugie imię domu mody. Na wybiegu w kształcie karuzeli oprócz modeli pojawili się również styliści, oświetleniowcy i obsługa techniczna. Krótko mówiąc, wszyscy ci, którzy odpowiadają za sukces przedsięwzięcia, a których zazwyczaj nie widać. Kolejny raz Michele przeszedł samego siebie. A przecież właśnie tak brzmi przepis na sukces: najważniejsze, by być ciekawszym niż sezon wstecz.