Kuba Więcek: Uwielbiam Popełniać Błędy

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Agata Igras: Dzień dobry. Na naszej kanapie młody, aczkolwiek niesamowicie utytułowany saksofonista i kompozytor, Kuba Więcek. Dla wielu osób jesteś ikoną wolności, masz swój język jazzowy, co jest naprawdę imponujące. Dodatkowo nadchodzi twój nowy album. To już trzecia, solowa płyta?

Kuba Więcek: Mam dużo albumów we współpracach z innymi ludźmi, ale tak – pod swoim nazwiskiem wydałem dwie płyty w trio. Było jeszcze trio i Paulina Przybysz, ale to wspólny album. Ten nadchodzący projekt to nowy etap w moim życiu.   

Projekt „hoshii” już wizualnie jest bardzo interesujący – opowiedz o nim coś więcej.

Pomysł pojawił się jakieś dwa lata temu. Mój tryb życia tuż przed pandemią bardzo mnie zmęczył. Byliśmy wtedy z trio na wielkiej fali, bardzo dużo koncertowaliśmy. W pewnym momencie zaczęło mnie to przerastać. Stwierdziłem, że chcę coś zmienić w swoim życiu. Interesowałem się muzyką elektroniczną, hip-hopem i w ogóle produkcją muzyczną, chciałem sprawdzić się w tej dziedzinie. Mnie to naprawdę kręciło i wydawało mi się, że gdybym włożył w to mój bagaż doświadczeń, to zrobiłbym z tym coś ciekawego. Tuż przed pandemią zawiesiłem swoją działalność koncertową i przez dwa lata pracowałem z raperami i wokalistkami w studio. Jakiś rok, półtora roku temu zacząłem tęsknić za byciem w trasie – to jest coś, czego w studiu nigdy nie poczujesz. Pomyślałem, że chcę wrócić na scenę z czymś zupełnie nowym. Z czymś, co będzie odpowiadało temu, kim dzisiaj jestem jako artysta. Miałem za sobą kilka lat bycia w trasie z trio jazzowym i parę lat pracy jako producent muzyczny. Stwierdziłem, że wrócę z czymś, co będzie połączeniem tych dwóch rzeczy. W pewnym momencie nie do końca utożsamiałem się z tym, co zrobiłem wcześniej. Potrzebowałem wizytówki – czegoś, co będzie reprezentowało to, kim dzisiaj jestem i kim chcę być. Pierwszą rzeczą, która do mnie przyszła było logo. Pamiętam, że w Los Angeles byłem zafascynowany pewną wytwórnią. Wszedłem na jej stronę i zobaczyłem loga różnych artystów. Pomyślałem, że super byłoby mieć coś takiego. W tamtym czasie moja koleżanka robiła animację dla mojego kolegi, w której pojawił się Hoshii, był jej główną postacią. Spodobała mi się tak bardzo, że chciałem ją jako logo mojego przyszłego zespołu. Zagadałem do Oli Mleczko, która zrobiła logo. Ani ona, ani mój dobry kolega Albert nie mieli nic przeciwko, żebym użył tej postaci. Hoshii to był nasz punkt startowy. Potem zacząłem myśleć o muzyce – co chciałbym grać z tym zespołem? Z trio grałem muzykę bardzo skomplikowaną, jazz, trudne rytmy. Stwierdziłem, że chciałbym spróbować czegoś innego. Stworzyłem kompozycję, które w pewnym sensie były moimi bitami robionymi dla raperów, ale zaaranżowałem je na skład jazzowy. Wymagało to muzyków, którzy będą sobie dobrze radzić z prostszą muzyką, którzy będą do niej pewnie i buntowniczo podchodzić. Zaprosiłem więc moich kolegów, z którymi bardzo lubiłem grać. Album nagrywaliśmy rok temu, w listopadzie i w grudniu. W styczniu natomiast ponownie wyleciałem na trzy miesiące do Los Angeles, gdzie znowu zacząłem mocno inspirować się wizualnymi rzeczami. Pomyślałem o promocji projektu, jako o sztuce samej w sobie. Wcześniej rozumiałem to tak – myślisz o czymś innym niż o muzyce, to jesteś komercyjny, sprzedajesz się. Aspekty wizualne i przebywanie w środowisku hip-hopowym otworzyło mnie na myślenie o „marketingu” jako o czymś, gdzie można opowiedzieć jakąś historię i jest to tak samo duża sztuka, jak robienie muzyki. Ten projekt bardzo mocno otworzył mnie na nowe horyzonty. Nigdy nie byłem bardziej natchniony, niż teraz. Mam dużo pomysłów, każdy dzień otwiera przede mną nowe możliwości. 

 
Reklama

To faktycznie zaskakujące, że doświadczony artysta i muzyk wychodzi od logotypu, czyli od drugiej strony. Jest produkt, jest storytelling. Zachwyciłeś się w ujęciach mocno azjatyckich – jak rozumiem, właśnie tam będziecie celować, jeśli chodzi o koncerty i promocję całego albumu. Z zakulisowych rozmów możemy zdradzić, że masz bardzo konkretny plan, co będzie dalej. Logo pozwala ci dobudować komercyjną część do twórczości koncertowej, co rzeczywiście rzadko się zdarza. 

Tak, na jesień przyszłego roku będziemy lecieć na koncerty do Azji i bardzo mnie to cieszy. Nie wiem, czy jest to jakiś początek – sprzedaż nie była jakąś istotną kwestią i wciąż wydaje mi się, że nie jest. Dzieje się przy okazji, inspiracją dla mnie jest pokazanie tego świata. Wypuściliśmy kilka teledysków, do których pisałem lub współtworzyłem scenariusz albo ogólnie całą koncepcję. To jest dla mnie gigantyczna frajda. Odkrywam się w zupełnie nowych rejonach, to jest wspaniałe.

Prawdziwy człowiek renesansu. Wróćmy na chwilę szukania nowych inspiracji i do muzyki, która definiowałaby to, kim teraz jesteś. Więc kim teraz jesteś?

Dzisiaj jestem osobą dużo bardziej wszechstronną, niż kiedyś. Wydawało mi się, że jestem otwarty, ale miałem jakieś klapki na oczach, które nie pozwalały mi w pewnym stopniu widzieć szerzej. Wydaje mi się, że ten proces wciąż jest i będzie przede mną. Będę się zmieniał i będę coraz bardziej klarowny w wizji tego, kim jestem. To trochę wynika też z tego, że rzeczy bardzo szybko mi się nudzą, mam w sobie ADHD. Jestem człowiekiem, który cały czas potrzebuje nowych bodźców, żeby być natchniony. Jestem na pewno dzisiaj osobą, która bardzo wielu rzeczy próbuje, która uwielbia popełniać błędy. Działam na granicy – rzeczy mogą się nie udać, wszystko jest na ostatni moment, ale lubię działać w taki sposób. 

Lubisz ryzykować.

Tak – i w muzyce, i w życiu. 

Twoja wszechstronność się rozrasta. Mówiąc o inspiracjach – słuchasz bardzo różnej muzyki, nigdy się na to nie zamykałeś. Na drodze edukacji też byłeś otwarty na różne style muzyki. Co jeszcze cię inspiruje? Bo domyślam się, że ludzie, tylko przychodzi ci współtworzyć muzykę w różnych konstelacjach. Co jeszcze? W przypadku „hoshii” zainspirowała cię konkretna sylwetka.

Moja narzeczona jest aktorką – odkąd z nią jestem, zacząłem bardzo mocno otwierać się na filmy i ogólnie na myślenie o filmach jako inspiracji, zarówno do robienia całego albumu, jak i samych klipów. 

Narzeczona pomagała  w pisaniu scenariuszy do klipów?

Oczywiście. Wkładała zawsze parę swoich groszy do tego wszystkiego. Inspiruje mnie też wszelka muzyka. Sprawdzam to co dzisiaj wychodzi, bardziej niż kiedykolwiek. Coś, co trochę przestało mnie inspirować, to jazz. Nie ma zbyt dużo aktualnych nagrań jazzowych, których rzeczywiście słucham, więc po inspiracje muszę sięgać gdzie indziej. Na pewno jest to w ogóle myślenie o produkcji muzycznej – dzięki temu dużo świata muzycznego odkryłem w komputerze. Sprawdzam jego możliwości, a potem na próbach próbujemy powtórzyć podobne efekty i brzmienia na zwykłych instrumentach. 

Tworzysz sobie playlisty i wracasz do różnych, czy raczej cały czas łakniesz wrażeń i doznań? Algorytmy pomagają nam śledzić nasze gusta muzyczne i podpowiadać nowe dźwięki i brzmienia. 

Nie tworzę playlist. Raz na jakiś czas sobie zapisuje sobie rzeczy, ale na bieżąco sprawdzam, co akurat wychodzi. Po prostu jestem wielkim fanem muzyki i dużo jej słucham.

Muzyka, jak to mówią, jest tylko dobra albo zła, więc takie podejście jest bardzo otwierające. Opowiedz jeszcze o nowej płycie, z ilu składa się utworów?

Na płycie jest jedenaście utworów. W klipach natomiast opowiadamy całą historię – Hoshii pochodzi z planety Versus, gdzie wszystko jest doskonałe i przewidywalne, zaczyna go to męczyć. Otrzymuje informacje, że jest inna planeta, na której to wygląda inaczej. Przylatuje na Ziemię i początkowo nie ma dużego wsparcia wśród innych ludzi, ale w pewnym momencie spotyka Anię, czyli moją narzeczoną, która zaprowadza go na nasz koncert. Jest też animacja, która opowiada historię Hoshii’ego na jego planecie. Do trzeciego singla jest live sesja, kręcona w klubie Jassmine. W dniu premiery albumu pojawi się także klip, który kręci moja droga przyjaciółka Marta Kowalska – jest więc sporo aspektu wizualnego. Od stycznia zaczynamy też cykl na YouTubie, gdzie będzie pojawiało się bardzo dużo muzyki, ale nie mogę zbyt wiele powiedzieć, bo jeszcze się wszystko klaruje. Jak mówiłem, lubię działać ryzykownie, więc nie chcę zapeszać. Album wydaje sam, założyłem własną wytwornie, kxntrst records. Kontrast, bo kontrasty są czymś, co mnie najbardziej inspiruje w muzyce, szczególnie w sztuce. Lubię spajać ze sobą elementy, które są zupełnie z innych stron. Eklektyzm jest czymś, co mnie kręci. 

To będzie pierwsza płyta tej wytwórni?

Tak, wcześniej wydałem cztery albumy w wytworni Warner Music, ale w pewnym momencie stwierdziłem, że po prostu dla swojego rozwoju i sprawdzenia się, chciałbym zrobić to sam. 

Wydajesz albumy w formie fizycznej?

Tak, album jest na CD i na winylu. Premiera płyty 14 grudnia w Jassmine. Planujemy mnóstwo koncertów w Polsce, ale na pewno będzie też Azja, jest też szansa, że polecimy do Kolumbii. Staramy się jak najwięcej grać i po prostu eksplorować. „hoshii” jest projektem na długi okres czasu, więc muzyki, która będzie wychodziła, możemy spodziewać się regularnie.

Planujesz w wytwórni wydawać tylko swoje albumy, czy będziesz też zapraszał innych artystów? 

Bardzo chciałbym wydawać innych artystów. Jak tylko uda mi się to ogarnąć i zebrać ekipę osób, która będzie chciała ze mną wydawać, to na pewno będziemy to robić. Przez ostatnie parę lat działałem jako producent muzyczny – po prostu bardzo lubię wspierać ludzi, czy to w kwestiach muzycznych, czy to w wydawniczych, więc na pewno jest to jakaś misja i coś, co lubię robić.

Podoba mi się, że konsekwentnie spełniasz swoje marzenia. Kusi mnie, żeby zapytać o kolejne. „hoshii” samo w sobie jest bardzo rozwojowe, ale spodziewam się, że nie będziesz w stanie skupić się na jednym projekcie i za chwilę pojawi się coś nowego.

Tak, planów jest bardzo dużo. 

Zapisujesz je gdzieś?

Przechowuję je w innej formie. Gdy zacząłem być z moją narzeczoną, to postanowiłem, że codziennie będę nagrywał dla niej nową piosenkę. Chciałem skomponować sto piosenek w sto dni, ale po trzynastu przestałem mieć na to siłę. Te trzynaście zrobiłem jednak bardzo ucieszony. 

Można z tego zrobić challenge, których pełno na Instagramie.

Można. Tak bardzo się z tego cieszyłem i myślałem, że muszę to wydać jak najszybciej. Mój były manager mnie powstrzymał, może i dobrze. Wydaje mi się jednak, że kiedyś chciałbym to zrobić i śpiewać na swoich albumach – to byłoby naprawdę coś.

Są tacy instrumentaliści, nawet niedawno jeden wydał płytę, gdzie przechodzenie z instrumentu do wokalu świetnie mu wychodzi. 

Dla mnie byłoby to spełnienie marzeń. Chciałbym się też kiedyś sprawdzić w gastronomii. Uwielbiam gotować, mógłbym otworzyć jakieś miejsce. 

Ostatnio był u nas w studio Henryk Miśkiewicz i też mówił, że kocha gotować – być może saksofonistów łączy miłość do jedzenia. Co podawałbyś w tym miejscu? 

Myślę, że byłaby to jakaś totalna kuchnia fusion.

No tak, w końcu mówiłeś, ze eklektyzm jest ci najbliższy.

Mialem pomysł na japońską kuchnię, bo widzę w Polsce lukę jeśli chodzi o japońskie jedzenie. Myślę, że mogłoby się stać popularne, ale nie miałem czasu żeby to zrobić. Jest to na pewno dobry pomysł na zarabianie pieniędzy, ale nie spełniałoby by mnie to jako artystę. 

Z Henrykiem Miśkiewiczem mieliśmy okazję niedawno zagrać razem trio na trzy saksofony, razem z Janem Ptaszynem Wróblewskim. Dla mnie, dwudziestoparoletniego jazzmana, to było wielkie wydarzenie – zagrać z takimi legendami. 

Mam też inne marzenia. Miałem i wciąż mam nadzieję, że uda mi się podnieść poziom muzyki, żeby w muzę popularnej działo się więcej rzeczy. Dlatego w ogóle zacząłem produkować muzykę i pracować z raperami. 

Co to dokładnie znaczy?

Widzę dużo elementów, które można zrobić ciekawszymi. Chciałbym, żeby ludzie zaczęli myśleć mniej szablonowo, a próbowali podejmować ryzyko. Wydaje mi się, że wiele osób ma na to chęć i w pewnym momencie…

… brakuje im po prostu pomysłów? 

Być może, ale blokują ich też różne ramy, które są narzucane artystom. Mam bardzo dużą potrzebę współpracy z różnymi ludźmi, bo wydaje mi się, że możemy razem zrobić dużo ciekawych rzeczy. 

Tym bardziej, że twoje drugie imię, to mogłaby być Wolność. Myślę też o twojej ścieżce edukacji i o twoim pierwszym albumie. Ty sam od początku ścierałeś się z krytyką jako bardzo młody, zdolny i łamiący konwencje. Zdecydowałeś, że swoją edukację na szczeblu akademickim będziesz kontynuował za granicą, w Danii. 

Przez rok studiowałem w Amsterdamie, ale zrezygnowałem z tych studiów. Potem wyjechałem do Kopenhagi i tam skończyłem licencjat. Gdy miałem dwadzieścia dwa lata założyłem swoje trio i wtedy pojawiła się możliwość, żeby wydać album w serii Polish Jazz. Przeprowadziłem się więc do Polski i magistra dokończyłem w Krakowie, ale mieszkając w Warszawie.

Byłam ciekawa co cię wywiało z Polski – potrzeba międzynarodowych inspiracji?

Moi ulubieni muzycy studiowali w Kopenhadze. Wiedziałem, że tam jest miejsce, gdzie mogę zmienić swoje życie właśnie pod względem inspiracji. Podobało mi się też, jak podchodzą do edukacji, ile wolności i przestrzeni daje się artystom, to było wspaniałe. W ogóle chciałem jeszcze wrócić do tego, że hoshii po japońsku oznacza „pragnę”. 

A ty spełniasz swoje pragnienia

Staram się każdego dnia.

Życzę tobie, żebyś te marzenia spełniał konsekwentnie i z cudownymi efektami dla wiernych słuchaczy. Trzymam kciuki za dalszy rozwój twojego nowego projektu, jestem bardzo ciekawa, gdzie cię zaprowadzi. Dziękuję, że znalazłeś czas w tym intensywnym momencie. Gdybyś chciał podzielić później kolejnymi projektami, to zapraszamy. 

Dobrze, na pewno wpadnę.

Premiera albumu „hoshii” już 30 listopada. Wielbicieli talentu Kuby zachęcamy do śledzenia strony zespołu oraz  mediów społecznościowy. Naszym gościem był Kuba Więcek, dziękujemy.

Dziękuję. 

Reklama