To jest, jakby, luksusowe, czyli nowa era it-bags

Źródło Jacquemus.com

Czasy się zmieniają, a razem z nimi zmieniają się również wyznaczniki prestiżu. Gdy szykowna pani z lat 20. chciała pokazać, jak bardzo jest modna, ubierała perły. Kobiety żyjące w latach 50. w tym celu sięgały po obszerne, naturalne futra, które dziś jednoznacznie utożsamiamy z okrucieństwem wobec zwierząt. Współcześnie influencerki, by udowodnić, że wiedzą co w trendach piszczy raczej wybiorą oversizową bluzę Balenciagi lub geekowy sweter z najnowszej kolekcji Gucci. Jaki z tego wniosek? Rzeczy, za którymi szleje świat przychodzą i odchodzą. Jednak, w tym całym zamieszaniu jest jeden produkt, który nieustannie uznaje się za podstawowy wyznacznik statusu, określił go Vogue w latach 90. jako: „totemiczny dodatek, ogłaszający wszem i wobec, że jesteś właścicielką wszystkiego, czego świat aktualnie pożąda”. Mowa oczywiście o torebkach, a ściślej o it-bags, czyli torebkach-marzeniach. 

Szał na it-bag rozpoczęła znana każdej miłośniczce „Seksu w wielkim mieście” torebka „bagietka” włoskiej marki Fendi. Szybko dołączyły do niej: pikowana Chanel 2.55, obszerna Hermes Birkin czy kuferek Louis Vuitton Speedy. Czasami noszą imiona gwiazd, które je rozsławiły (Hermes Kelly, czy Lady Dior), zawsze drogie i zarezerwowane dla creme de la crème.

Do niedawna o it-bags mówiło się jako o inwestycji i lokacie kapitału. Dlaczego? Bo przynajmniej w założeniu, miały służyć przez lata i odznaczać się ponadczasowością. Jednak ostatnio coś się zmieniło. Współczesne torebki, do których wzdychają kobiety na całym świecie coraz częściej przestają być „bag”, a zaczynają być jedynie „it”. Bo jak inaczej wytłumaczyć ultra niepraktyczne quasi-torebki, które oprócz obwieszczania światu: stać mnie, nie posiadają żadnej innej funkcji? Kolejny absurd konsumpcyjnego świata? Chociaż w modzie od dawna wiadomo, że nie wszystko musi być funkcjonalne, to jednak ostatnimi czasy projektanci poszli o krok dalej i odebrali przedmiotom ich podstawowe znaczenie. 

 
Reklama

Przykład? Francuski projektant Jacquemus kilka sezonów temu stworzył Mini bag, która jest tak mini, że mieści się w niej jedynie grosik na szczęście. Jasne, że był to projekt nie tyle funkcjonalny, co konceptualny. Jednak, zainteresowanie tym wpisującym się w kampową estetykę, memicznym dodatkiem przeszło najśmielsze oczekiwania. Dodatkowo, kiedy już myśleliśmy, że Simon Porte Jacquemus zaprojektował najbardziej absurdalną torebkę roku, Virgil Abloh zaskoczył wszystkich i postanowił przebić swojego kolegę po fachu. Co prawda, do torebki Francuza zmieści się naprawdę niewiele, ale do tej, która wyszła spod logo Off-White nie zdołamy włożyć kompletnie nic. Dlaczego? Po prostu jest dziurawa. Torbę Meteor, bo tak nazywa się nowe dzieło Abloha charakteryzują duże, okrągłe otwory, przez które produkt ma wyglądać jak ofiara deszczu meteorytów.Cokolwiek do niej włożysz, natychmiast wypadnie. Cena takiego it-gadżetu niejednych wprawia w osłupienie. Nasuwa się więc pytanie. Po co komuś taka torebka? Niepraktyczna, dziurawa, a w dodatku zwyczajnie  bardzo droga…

Odpowiedź wydaje się prosta – żeby ją mieć. To, że torebka pozbawiona jest praktycznego zastosowania sprawia, że jeszcze bardziej podkreśla status materialny osoby, która ją nosi. Mam, bo mogę. Mam, bo mnie stać. Mam, bo tak. Markowy rekreacyjny lans. Bo paradoksalnie Mini bag sprawia, że ego staje się wielkie… 

 

fot. główne: Jacquemus.com

fot w tekście: facebook jacquemus, off-white.com, facebook fendi

Share this post

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

PROPONOWANE