Twój ulubiony rytuał (czynność, którą powtarzasz każdego dnia)?
Moje rytuały zmieniają się w zależności od mojego nastroju, pory roku, tego, gdzie aktualnie jestem i co mam do dyspozycji. Teraz wróciłam do porannego pisania – budzę się i zamiast od razu rzucać się w wir dnia, zapisuję swój strumień myśli. Czasem są to banały, a czasem całkiem ważne tematy. To mnie świetnie oczyszcza. Jestem typem pracoholiczki, jeśli się za coś zabieram, to często zatracam się kompletnie. Kiedy mam momenty, że obiecuję sobie: od jutra joga, spacery, treningi, to najczęściej kończy się to samobiczowaniem, że znowu nie dałam rady i po miesiącu się poddaję. Trudno mi po prostu nagle wygospodarować tyle przestrzeni, dlatego wiem, że na mnie działa metoda małych kroków. Od jakiegoś już czasu mam zasadę, żeby każdego dnia zrobić coś dla ciała, coś dla ducha i coś dla umysłu. W pierwszym momencie może brzmieć przytłaczająco – aż trzy rzeczy?! Ale szkopuł tkwi w tym, że to może być coś, co zajmie tylko minutę czy dwie – jak na przykład chodzenie po macie do akupresury. Byle codziennie, regularnie. Nie wymaga to wiele czasu i zachodu, a daje mi poczucie, że ciągle jednak coś dla siebie robię – i to uczucie jest rewelacyjne!
Kiedy ostatni raz robiłaś coś po raz pierwszy (i co to było)?
Bardzo niedawno przeżyłam swój pierwszy w życiu wywiad na żywo w radio. To są dwa zupełnie inne światy – słuchać kogoś, kto udziela wywiadu, a udzielać go. Ciekawe doświadczenie, kiedy łączysz się z osobą, którą znasz „tylko” z radia i nagle rozmawiacie na antenie. W głowie kłębi się całe mnóstwo myśli, chcesz przekazać od siebie jak najwięcej, ale masz świadomość, że czas jest ograniczony. Motyle w brzuchu!
Gdybyś mogła wybrać dla siebie supermoc, to jaką byś wybrała?
Jeszcze więcej cierpliwości! Tej nigdy za wiele. Mam wrażenie, że jest dla nas czasem nieosiągalna. Wierzę, że mogłoby mi to jeszcze bardziej ułatwić życie. A gdybyśmy wszyscy mieli jej więcej – ciekawe, jak świat wtedy by wyglądał?
Czego na świecie powinno być mniej?
Z tego, co się orientuję – CO2.
Czego na świecie powinno być więcej?
W takim razie wody, podobno źródła się kończą.
Piosenka, która mogłaby być hymnem kobiecości?
Może kawałek nr 10 z mojej debiutanckiej płyty „Każdy ma swoje korpo”? Mam nadzieję, że będziemy mogli to sprawdzić już jesienią tego roku. Jest w nim mowa o tym, że my kobiety, naprawdę mamy w sobie siłę i wcale nie musimy tkwić w sytuacjach, które nas ciągną w dół. Nie tylko w życiu zawodowym, ale też prywatnym. Jesteśmy wystarczające, nie potrzebujemy nikogo pytać, jak mamy żyć, co robić i w którą stronę iść. Możemy, ale nie musimy.
Gdyby świat mógł mieć prezydentkę, to która kobieta powinna objąć to stanowisko? (może być to konkretna osoba bądź typ kobiety o cechach, które uważasz za najważniejsze w byciu prezydentką).
A może to być ktoś, kogo nie będziemy definiować przez pryzmat płci? Ważne, żeby ten ktoś rozumiał więcej, potrafił wejść w buty i kobiet i mężczyzn. Może wtedy zaczęlibyśmy czerpać więcej korzyści z różnic między nami?
Jaki hasztag powinien podbić Instagram?
# każdy ma swoje korpo
Mogłabym to tak zostawić, ale wydaje mi się, że ten # wymaga jednak komentarza. Czuję, że każdy z nas ma w swoim życiu coś, co go przytłacza, wierci dziurę w brzuchu, wraca jak bumerang, nie pozwala cieszyć się życiem tak do końca. W moim przypadku w pewnym momencie była to praca w korporacji, a dokładnie wypalenie zawodowe. Ale to każdy może mieć inne to swoje korpo – toksyczny związek, trudna relacja z bliską osobą, jakieś inne nieprzepracowane i zamiecione pod dywan tematy, które latami sobie rosną. Dlatego ważne, żeby je w odpowiednim momencie zauważyć i coś z nimi zrobić. A przynajmniej spróbować. Stąd też tytuł mojej płyty „Każdy ma swoje korpo”
Jaką książkę powinien przeczytać każdy człowiek na świecie? (może być to konkretny tytuł, ale też typ/rodzaj)
Swoją, serio. Wystarczy przez miesiąc codziennie pisać, chociażby kilka stron, to, co siedzi w naszej głowie. A potem wrócić do tego po paru miesiącach. Można się nieźle zdziwić, uśmiać, zasmucić, oburzyć, niedowierzać, zadumać – you name it.
Do jakiej piosenki tańczysz w piżamie?
Zależy od tego, co mąż akurat wychrapuje (śmiech). A jeśli wstaję jako ta druga – ptaki i jeszcze raz ptaki. Mogłabym ich słuchać godzinami, ale wtedy tańczę tylko głową.
Jaką radę udzieliłabyś szesnastoletniej sobie?
Masz ją w brzuchu, ona jest całkiem okay, daj jej dojść do głosu – intuicja.
Kobieta, od której otrzymałaś najważniejszą życiową lekcję/radę? Jak brzmiała ta rada?
Chyba się powtórzę, ale – intuicja. Poza tym jest wiele kobiet od których czerpię, ale nie byłabym w stanie ocenić, która z nich dała mi najlepszą radę. Wszystkie były moim zdaniem ważne.
Opowiedz nam swój ostatni sen
Nie pamiętam większości moich snów, a jeśli już, to tylko przez chwilę po przebudzeniu. Więc tym bardziej ostatniego. Za to pamiętam kilka takich barwnych, oprócz tych standardowych, że ktoś mnie goni, a ja nie mogę uciec ani krzyknąć 😉. W jednym z tych kolorowych snów chodzę, a raczej pływam sobie w przeogromnym akwarium, w którym jest masa zieloności! Przepięknych ciekawych roślin i niesamowitych stworzeń – marzy mi się teledysk na podstawie tego obrazu. Drugi z kolei to szarość ruin, które zostały częściowo zalane, a w nich ja na biało-szarym koniu, którego kopyta są już lekko przykryte taflą wody. Niesamowity obraz! Teraz tylko czekać, aż ktoś mi te sny zinterpretuje! Więc kolejnego już może nie będę opowiadać (śmiech)
https://www.instagram.com/lalu_slavicka/
https://www.facebook.com/LaluSlavicka
***
Lalu Slavicka
Żorzanka, rocznik 1981.
Słowo “korporacja” potrafi odmienić przez wszystkie przypadki. Latami pięła się po szczeblach kariery – od asystentki po menadżerkę. Jej muzyką były nieustające dźwięki telefonów, włączanych i wyłączanych komputerów oraz „pikającego” identyfikatora na bramce. Jednak po 13 latach pracy w korporacjach rzuciła wszystko i zamiast wyjechać w Bieszczady – spełniła swoje największe marzenie: nagrała płytę.
Usłyszysz na niej między innymi dźwięki saksofonu, który LALU wyjęła z szafy po latach. Pierwszy okaz odziedziczyła po wujku, który był czeskim muzykiem orkiestrowym. Chciała się z tym instrumentem zaprzyjaźnić na dłużej, ale życie zdecydowało, że podąży jednak inną drogą. Miłość do muzyki przelała na rozwój zawodowy. Do czasu…
Na debiutanckiej płycie LALU SLAVICKIEJ odnajdziecie brzmienia, których artystka nie chce nazywać. Nie przepada za szufladkowaniem muzyki. Każdy z 13 utworów (14. kawałek jest bonusowym trackiem na płycie) jest wynikiem wielu różnych doświadczeń życiowych. LALU wierzy, że spora część słuchaczek i słuchaczy odnajdzie w nich siebie. Im również pozostawia przyjemność ze słuchania muzyki i interpretacji tekstów.
Zdjęcia: Aleksandra Zaborowska ( zapraszamy również do przeczytania wywiadu z autorką zdjęć TUTAJ)