ANYWHERE          TV           REDAKCJA

Lila Ash: Jestem rysunkową frajerką 

lil-ash-2

Kim jest ilustrator prasowy? Romantycznym artystą, wyobcowanym z tłumu? Intelektualistą, konceptualistą, nihilistą? Czy może cynicznym materialistą? W poniedziałkowych kolegiach redakcyjnych bierze udział wyłącznie po wypiciu czarnej kawy ze Starbucksa, a piątkowymi wieczorami popija szampana na uroczystych przyjęciach Vanity Fair, próbując wmieszać się w tłum śmietanki towarzyskiej. Tak wyobrażałam sobie pracę ilustratora w jednym z najbardziej prestiżowych czasopism na świecie – tygodniku New Yorker. Czy moje fantazje mają cokolwiek wspólnego z rzeczywistością? Jak wygląda druga strona medalu? 

Poznajcie Lilę Ash – zawodową ilustratorkę prasową, absolwentkę Akademii Sztuk Pięknych w Rhode Island, feministkę i działaczkę społeczną z Kalifornii, USA. Obecnie artystka współpracuje z takimi magazynami jak New Yorker, Washington Post oraz Real Estate. Publiczność w Internecie opisuje jej sztukę jako “dowcipną, łatwą do powiązania i tragicznie zabawną”, co zresztą nie jest zaskoczeniem – głównym źródłem inspiracji dla Lily są wszelkiego rodzaju sytuacje życiowe. W trakcie naszej rozmowy cofnęłyśmy się w czasie aż do roku 1925, od kiedy to „komiks za piętnaście centów” powoli zaczynał się rozwijać by prawie sto lat później stać się potężnym czasopismem, znanym i chwalonym na całym świecie. Wspólnie starałyśmy się odkryć, jak wygląda życie zawodowego ilustratora, rozmawiałyśmy o wolności słowa i kulturze anulowania. „Prawdziwa sztuka ma wyższy cel w życiu” – mówi Lila. Ma rację.

Czy ilustracja zawsze towarzyszy artykułowi? 

Na studiach, w ramach zajęć na wydziale ilustracji często dyskutowaliśmy o tym, czym tak naprawdę ilustracja różni się od malarstwa. Z reguły ilustracja towarzyszy artykułowi, ale myślę, że tekst nie jest warunkiem koniecznym by uwidocznić i uzmysłowić sobie przekaz, zawarty w ilustracji. Ja stworzyłam serię ze stu pięćdziesięciu portretów ofiar ataków rasistowskich i brutalności policji dla ruchu Black Lives Matter; tekst był zupełnie niepotrzebny, wystarczy wiedzy kontekstualnej. Na tym właśnie polega siła ​​ilustracji – obraz może odnosić się do rzeczy niepisanych lub niewypowiedzianych na głos (zakładając oczywiście, że ludzie zrozumieją, co próbujesz przekazać). Ilustracja kryje w sobie dodatkową warstwę myśli, w przeciwieństwie do malarstwa abstrakcyjnego, w którym po prostu robisz na płótnie, co chcesz.

 
Reklama

Twój styl jest…?

Szalony. Jestem bardzo luźną; rysuję co chcę, ale jeśli chodzi o ilustrację prasową, przy niej staram się zachować precyzję. Przekaz zawsze jest spójny zarówno pod względem tematyki, jak i mojego poczucia humoru. Rysunki, za które dostaję kasę, są małą próbką moich umiejętności, ale tak, mój „publiczny” styl, powiedziałabym, jest całkiem wyraźny, minimalistyczny i perfekcjonistyczny.

W świecie masowej komunikacji wszystko opędza się narracjami. 

Ja wolę narrację wtrącać prosto do rysunku. Im mniej obraz jest skomplikowany – tym lepiej. Kiedyś publikowałam ilustracje rozwlekłe lub zbytecznie szczegółowe, ale jeżeli szczegóły nie służą celowi narracji, to tworzą wizualny bałagan.

Mądra puenta w komentarzu do rysunku jest obowiązkowa?

Komentarz zwykle stanowi ciekawą grę słów, jednak ja staram się, aby moje prace nie zależały od przypisów. Dla odmiany koncepcja lub sposób rysowania mogą przykuć uwagę czytelnika. W rzeczywistości naprawdę zabawne ilustracje są rzadko spotykane. Czytając New Yorkera nikt nie śmieje się na głos w żadnym momencie.

Monochromatyczne rysunki czy kolorowe?

Moja praca dyplomowa miała formę ręcznie malowanego, czarno-białego komiksu; monochromatyczne rysunki wyglądają fajnie, ale po jakimś czasie masz ich dość. Malując cyfrowo musisz brać pod uwagę język używanych kolorów – pobudzają one wyobraźnię i dopowiadają historię. Kiedy podjęłam współpracę z One Medical, ustaliliśmy określoną paletę, której musiałam się trzymać. Jaskrawe kolory przyciągają uwagę, szczególnie w przypadku małych ekranów smartfonów. Co więcej, różnymi kolorami mogę reprezentować osób innych ras, żadnych ograniczeń – jeśli będę chciała to zrobię bohaterów niebieskimi. To samo w przypadku użycia przekleństw w komentarzach: New Yorker opublikuje rysunek ze słowem „kurwa” w opisie, ale tylko wtedy, gdy będzie to absolutnie konieczne.

Od dłuższego czasu tworzę ilustracje w Photoshopie w pełnym kolorze z dodatkową czarno-białą warstwą przed wysłaniem ich do New Yorkera. W przypadku odrzucenia zawsze mogę sprzedać wersję kolorową innej publikacji, która nie ma tej debilnej czarno-białej reguły.

Czy ilustracja opiera się na fabule?

Nie zawsze. Niektóre ilustracje w ogóle nie mają sensu i z tego powodu są ciekawe. Dla mnie tworzenie absurdalnych rysunków nie jest czymś intuicyjnym. Poza tym New Yorker umieszcza artystów w pewnych ramach, obowiązuje (raczej milcząca) zasada, że ​​treść oraz styl twoich rysunków powinny być spójne z głównym przekazem marki. Ciężko byłoby mi przyjść do redakcji i powiedzieć „patrzcie, zrobiłam ten naprawdę dziwny, totalnie pokręcony rysunek, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością”.

W latach dwudziestych w sztuce królował ekspresjonizm, ale w 1925 roku pierwszy numer magazynu New Yorker ukazał się ze skromnym, subtelnym rysunkiem dandysa spoglądającego na motyla przez monokl. 

Kiedy myślę o rysunkach z lat 20-tych (aż do 60-tych), wydaje mi się, że New Yorker miał dużo wyższe standardy odnośnie publikowanych dzieł: rysunki były lepsze, a sztuka? Prawdziwa sztuka jest zawsze współczesna. Rysunki z XIX wieku mogą być zabawniejsze, ponieważ humor wyewoluował, ale pod względem jakości trudno jest połączyć kropki między latami 1920 i 2020. Podobnie do nurtu abstrakcyjnego ekspresjonizmu, społeczność New Yorkera była ultraelitarnym stowarzyszeniem. Na przestrzeni lat czasopismo stawało się coraz bardziej prestiżowe, tak samo jak i stanowisko ich ilustratora; publikowane prace artystyczne odzwierciedlały otaczający świat. Szkoda, że ​​historia sztuki jest na tyle upolityczniona.

Czy ilustratorzy pomagają bronić wolności słowa?

Idealnie byśmy to robili. Ze dwa lata temu NY Times opublikowali satyryczny rysunek Netanjahu jako psa przewodnika dla niewidomego Trumpa. Warsztatowo rysunek był dobry, ale redaktor naczelny go wycofał. Natomiast okładka magazynu New Yorker autorstwa Barry’ego Blistera z postaciami Michele i Baracka Obamy – przebranymi za muzułmanów – przybijających żółwika, palących flagę USA w kominku Gabinetu Owalnego była wyjątkowo odważnym stwierdzeniem, z którego czasopismo mimo wszystko nie zrezygnowało. Wszystko zależy od twoich własnych wartości jako artysty. Wiesz, nie wykorzystywałabym swojej wolności słowa, by starać się powalić postępowych przywódców, takich jak Michele i Barack. Zwróciłabym uwagę opinii publicznej na hipokryzję Trumpa i republikanów. Jedna wspaniała rzecz jest w byciu Amerykaninem – mogę mówić, co chcę, i nie muszę nikomu się tłumaczyć.

W 2009 roku New Yorker odrzucił okładkę autorstwa R. Crumba o małżeństwie osób tej samej płci. Z kolei w 1993 roku (15 lat wcześniej) ukazał się Pocałunek Arta Spiegelmana – wysoce kontrowersyjny rysunek przedstawiał chasydzkiego mężczyznę namiętnie całującego czarnoskórą kobietę.

Współczesna kultura anulowania zyskuje na popularności. New Yorker unika podejmowania ryzykownych decyzji lub powiedzenia niewłaściwych rzeczy. Ludzie na tyle boją się przez przypadek zranić czyjeś uczucia, że ​​wolą milczeć.

Kultura anulowania jest prawdziwym zagrożeniem dla wolności słowa.

Czy New Yorker publikuje co chce czy to, co musi?

Co najbardziej mnie ekscytowało, gdy dostałam się do New Yorkera, to możliwość dołączenia się do wieloletniej i bogatej historii amerykańskiego dziennikarstwa. Chcę, aby moja sztuka istniała w tym samym świecie, żeby wyglądała na wyrafinowaną, a jednocześnie swobodną, naturalną. Młodzi artyści – ja byłam jednym z nich – tak bardzo starają się stworzyć viralowy rysunek, którą na stówę New Yorker (i publiczność internetowa) będzie podziwiać. To widać, kiedy za bardzo się starasz.

Czy ilustracja może być zbyt kreskówkową, by być przekonującą?

Nie, to tylko specyfika stylu artysty. William Haefeli rysuje osobliwych postaci z gigantycznymi uszami i spiczastymi nosami. Wykorzystuje jak najwięcej szczegółów, jednocześnie nie niszcząc fizycznej przestrzeni obrazu. Bohaterowie ilustracji Lonniego Milsapa przypominają mi postaci z komiksów Sunday Paper, takich jak Dilbert czy Garfield. Prace Harry’ego Blissa wydają się być dziecięce, ale patrząc na szczegółową teksturę tła, uświadamiasz sobie, że ta osoba potrafi rysować.

Jaka jest zatem różnica między karykaturą a rysunkiem satyrycznym?

Tutaj [w Los Angeles] mieści się Molo Santa Monica, gdzie można iść by na czilku ustawić sztalugę i rysować karykatury przechodniów za 20 dolarów w gotówce. Koniec końców jesteś palantem i nabijasz się z wyglądu określonej osoby. Ilustracja satyryczna zapożycza swoją kpiarską część z karykatury. Chodzi o relację intelektualizm – prymitywizm.

Czy wersja drukowana różni się od cyfrowej treściami?

Zazwyczaj wszystko, co jest w druku, można zobaczyć online. Myślę, że New Yorker traci wiele okazji do rozreklamowania swoich artystów w Internecie (by tym samym popchnąć ich karierę do przodu). Moja sztuka znana jest szerszej publiczności tylko dzięki temu, że New Yorker opublikował moje rysunki na swoim oficjalnym profilu na Instagramie. Promocja w mediach społecznościowych stanowi realną, wymierną wartość pieniężną – pieniądze to nie wszystko, ale artysta też ma rachunki do zapłacenia.

Subskrypcja New Yorkera jest jedną z najdroższych na świecie.

Młodzi ludzie, którzy zobaczą moje prace na Instagramie i pomyślą, że są fajne, nie wydają 150 USD rocznie na subskrypcję New Yorkera, to fakt. Ja płacę pełną kwotę, a jestem współpracownikiem! Różnica pomiędzy ilością poświęconego czasu i energii a zarobkami jest zdumiewająca. Stworzyłam dla nich ponad pięćset rysunków, sprzedałam tylko trzynaście. Wydaje mi się, że redaktorzy wybierają sobie ulubieńców. Zespół ilustratorów New Yorkera jest ekipą dziwaczną na maksa.

Czym rysunek prasowy różni się od rysunku reklamowego?

Kampanie reklamowe z reguły są bardziej szczegółowe. Agencje zwracają się do mnie, bo podoba im się mój styl. Oni wykorzystują mnie [moją sztukę] jako narzędzie do tworzenia dobrego przekazu marketingowego. Jest to bardziej sztywne niż bycie ilustratorem prasowym, ponieważ starasz się sprzedać produkt. Reklama wymaga solidnej współpracy z dyrektorami artystycznymi, podczas gdy w przypadku rysunku zazwyczaj nie ma żadnych wskazówek.

Istnieje sztywna hierarchia czy wszystko odbywa się na zasadzie dobrowolnej współpracy? 

Rządzą dyrektorzy artystyczni i klienci. Najczęściej współpraca przebiega sprawnie; nieporozumienia zdarzają się od czasu do czasu. Reklamodawcy niekoniecznie rozumieją, na czym polega praca ilustratora. Zdecydowanie istnieje zderzenie punktów widzenia w stylu „my kontra oni”. Kiedyś jedna firma zatrudniła mnie do stworzenia ogromnego plakatu, przy czym klienci podali mi niewłaściwe wymiary. To spieprzyło całą kompozycję, makieta wyglądała okropnie. Jako artysta nigdy nie pozwoliłabym, by dzieło mojego autorstwa prezentowało się źle, więc musiałam zacząć pracę od nowa. Taka rozbieżność między tobą [jako artystą] a ludźmi, którzy cię zatrudniają, jest irytująca.

Jestem człowiekiem, a nie maszyną czy komputerem.

Matki, które mają specjalnie urządzone pokoiki do scrapbookingu, są dla ciebie jednym ze źródeł inspiracji.

Moja sztuka odzwierciedla to, jak bardzo specyficzne wartości praktykuje i przekazuje moje pokolenie. Kiedy byłam w gimnazjum często [z rodziną] się przeprowadzaliśmy i przez dwa lata mieszkaliśmy w stanie Georgia. Ameryka Południowa jest zupełnie innym światem – tam kwitnie kultura „blogów porad i opinii mamusiek”. Autorkami są kobiety o określonym stylu życia – wychodzą za mąż w wieku dwudziestu lat, rodzą trzecie dziecko w wieku trzydziestu lat, a ich tożsamość staje się czymś w stylu „och, muszę zabrać dzieci na piłkę nożną [czy balet, chór, lekcje gry na fortepianie]”. W życiu tych kobiet nie dzieje się nic nadzwyczajnego; rzeczy, które ich interesują, przypominają mi wpisy starszych ludzi na Facebooku ze zdjęciami świeżo ugotowanej domowej zapiekanki. Dla mnie to jest cholernie nudne, jest przeciwne moim poglądom i przyzwyczajeniom, a mimo wszystko to mnie fascynuje. Czerpię inspirację z życia Matek Wariatek; żartuję sobie z niego.

Zdjęcia: http://www.lilaash.com

Share this post

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

PROPONOWANE