Kiedy Beata do mnie trafiła, była już po wielu różnych formach terapii i kursach rozwoju osobistego. Dość sfrustrowana, bo jak twierdziła ciągle kręciła się w kółko. Wciąż coś uwalniała, „ustawiała” Rodzinę, stosowała multum technik rozwojowych, chodziła na jogę, robiła różnego rodzaju szamańskie „ceremonie” i czekała, aż wreszcie zazna obiecanego przebudzenia, „oświecenia” i osiągnie nirwanę. Spokój. A przy tym wolność finansową, o której najbardziej marzyła, a której brak, wciąż nie pozwalał jej poczuć się bezpiecznie.
Nie układało się jej w drugim małżeństwie, a relacja z dorosłym już Synem z pierwszego pozostawiała wiele do życzenia. Panowie wyraźnie za sobą nie przepadali, czego Beata nie akceptowała i robiła wszystko, by ich ze sobą zaprzyjaźnić. Bezskutecznie.
Beata działała w kilku branżach jednocześnie, w każdej po trochu, bo nie mogła się zdecydować, czym chce się zająć tak naprawdę. Fascynowały ją: branża „beauty”, marketing sieciowy, rozwój osobisty, ubezpieczenia, rękodzielnictwo, podróże, zdrowa żywność, joga i jeszcze wiele innych dziedzin. Miała milion pomysłów, w których wciąż się pławiła, koniec końców poddając się, bo nie widziała możliwości ich realizacji. Rozproszona na wiele tematów, bezowocnie traciła swoją energię.
Beata dobiegała pięćdziesiątki, cierpiała na chroniczne bóle pleców i stawów, miała nadwagę. Jawiła się jako osoba aktywna, szczęśliwa, radosna i kochająca ludzi. Taka „dobra, z sercem na dłoni”.
Wciąż w biegu, dwoiła się i troiła, by spełnić oczekiwania swoje i wszystkich wokół. Trochę zaniedbana wizualnie, bo dla siebie ciągle nie miała czasu, a wystarczyłoby naprawdę niewiele, by zrobić efekt wow!
Beata chciała, żądała, wymuszała od losu swoją zmianę, co rusz wpadając we frustrację. Nie zdawała sobie sprawy, że już samo to było blokadą w spełnieniu jej pragnień. Znała zasadę lustra, prawo przyciągania, stosowała afirmacje i przez pierwszą sesję próbowała mi to wszystko przedstawić, wyjaśnić, zasłużyć na moją uwagę, zaskarbić sobie moją przychylność, udowodnić swoją aktywność i pokazać ile wie i umie…ale to nie o mnie chodziło jej podświadomości.
Beata była niewidziana, niewysłuchana przez swoją Mamę i nieakceptowana przez swojego Ojca. Cień tych projekcji ciągle sterował jej życiem zza kurtyny, a zasoby mentalne sprowadzały ją wciąż na manowce.
***
Beata jest jedynaczką. Rodzice wzięli ślub tylko ze względu na to, że jej Mama zaszła w ciążę. Nie byli zakochaną parą, ona nauczycielka matematyki, on geografii. Zawsze marzył o synu, więc jak urodziła się Beata to nie krył rozczarowania. Pracowali w jednej szkole, spotykali się tylko na seks, trochę z wygody, braku innych „dostępnych” opcji, znali się dość dobrze i układ im działał. Po niecałym roku takiego niezobowiązującego randkowania okazało się, że będzie owoc tych spotkań. W małym miasteczku, lata temu, w zaistniałej sytuacji musiał być ślub. A przynajmniej Rodzice Beaty czuli taki przymus, wzmocniony jeszcze postawą Dziadków i tamtejszej społeczności.
Beata od dziecka słuchała o tym w kłótniach swoich Rodziców, którzy latami obwiniali siebie wzajemnie o to, że są razem. Ojciec Beaty twierdził, że Matka go wrobiła w małżeństwo, „łapiąc” na ciążę, na co Matka Beaty odbijała piłeczkę, że była tak głupia, by związać się z niezaradnym życiowo maminsynkiem. Nikt nie odpuszczał.
Na zewnątrz udawali zgodne małżeństwo, w końcu pracowali w szkole, bali się utracić dobre imię i właściwie jedyną możliwość pracy. Żyli godnie, ale bez szaleństw. Mama dorabiała korepetycjami, Ojciec dodatkowo uprawiał sad.
Oboje zmarli w przeciągu ostatnich kilku lat, Ojciec na zawał, a Mama na raka. Beata odziedziczyła po nich dom, którego nie znosiła i sad. Do dziś nienawidzi jabłek.
***
Tylko Beata wie, jak trudne było jej dzieciństwo. Musiała być grzeczna, posłuszna, natychmiast wykonywać wszystkie polecenia i oczywiście świetnie się uczyć, by nie zrobić wstydu w szkole.
Mama nigdy jej nie przytulała, Ojca dotyku też nie pamięta.
Nikt jej nie pytał co lubi, o czym marzy, czego potrzebuje. Beata po prostu była, wykonywała zadania w domu, będąc do dyspozycji Rodziców w każdej chwili. Całkowicie im podporządkowana, zwłaszcza Matce.
Beata dużo czytała, na szczęście jej dom był pełen książek.
Zawsze chciała być na topie, „być kimś”, a jednocześnie odczuwała ogromny dyskomfort, gdy skupiła na sobie czyjąś uwagę. Ciągle pod presją…by dobrze wypaść, by ktoś ją chciał, by nie złościć nikogo. Złości i agresji Beata bała się najbardziej, zwłaszcza kiedy dostrzegła ją w czyichś oczach. Mama i Tata prawie zawsze mieli złe oczy, gdy na nią patrzyli. Tak to pamiętała.
Wychowana w chłodzie emocjonalnym, z poczuciem bycia zbędną i niechcianą, pod presją, by nikt nie dowiedział się o pseudoudanej relacji Rodziców; z poczuciem winy, że to Ona jest przyczyną wszelkiego zła w ich życiu i jeszcze kilkoma obciążeniami Beata wkroczyła w dorosłe życie.
***
Szybko powtórzyła los swojej Mamy, kiedy zaszła w ciążę ze swoim pierwszym chłopakiem. Zaraz po maturze.
To nie był kandydat na męża, typ okolicznego „lovelasa” jak go określiła Beata. Bardzo o nią zabiegał, a Ona nie umiała się z tej relacji wywinąć. Była w konflikcie wewnętrznym, bo z jednej strony uważała go za prostaka, a z drugiej jego zaangażowanie bardzo jej imponowało. Wybrał przecież właśnie ją. Miał do niej „lepkie dłonie”, a Beata była „głodna” dotyku, czułości, której nigdy nie zaznała.
Już wtedy walczyła z dodatkowymi kilogramami i nie znosiła swojego ciała. On przełamał jej bariery i Beacie puściły hamulce. Zachwycał się jej ciałem, mówił jaka jest seksowna i jak jej pragnie. Wakacje po maturze należały do niego. Beata była w amoku, nic się nie liczyło oprócz niego i seksu, który uprawiali chyba w całej okolicy. Beata nie zauważyła, że poza kontaktem fizycznym On jej niczego nie oferował, nigdzie nie zabierał. Pławiła się w tym kontakcie, ślepa na wszystko wokół. W sierpniu Beata nie dostała okresu i okazało się, że jest w ciąży. Z jednej strony się cieszyła, z drugiej wpadła w panikę. Jej kochanek o dziwo nie uciekł, wzięli szybki ślub. Zamieszkała u niego, bo mieszkał tylko z Mamą.
***
Urodziła Syna, który stał się jej oczkiem w głowie. Teściowa dobrze ją przyjęła z nadzieją, że „coś” może będzie z jej Syna. Chorowała i zmarła niedługo po narodzinach wnuczka.
Wtedy zaczął się koszmar Beaty. Mąż zmienił się po śmierci Matki tak bardzo, że zaczęła się go bać. Stał się zimny, agresywny, często się upijał, zdradzał ją i nawet się z tym nie krył. Poniżał ją, wyzywał od najgorszych. Dużo nadużyć tu było. Wiedziała, że nie radzi sobie ze śmiercią Matki, ale nie mogła tak żyć.
Beata zabrała dziecko i uciekła do Rodziców. Tam było spokojniej, ale nie lepiej. Rodzice wpadli w panikę, co ludzie powiedzą, kompletnie ignorując tragiczny stan emocjonalny Beaty. Plusem tej sytuacji było to, że natychmiast postanowili rozwieść Córkę z tym „kurwiarzem” jak nazywał go Ojciec i udowodnić wszystkim wokół, jakim jest nędznym człowiekiem, a ich Córka ofiarą.
Beata pierwszy raz widziała ich tak zjednoczonych w walce przeciwko jej Mężowi. Jej sytuacja była „na językach” wszystkich wokół, a Beata nie mogła nawet swobodnie wyjść do sklepu, by ktoś jej nie współczuł. Atmosfera była nie do zniesienia. Beata nie mogła sobie poradzić ze wstydem jakiego doznawała, rozczarowaniem swoim małżeństwem, które tak szybko się rozpadło, o co oczywiście się obwiniała, a także zawziętością swoich Rodziców, którzy ani nie widzieli jej smutku, ani wnuka, tocząc domową „krucjatę” przeciwko jej Mężowi.
Wytrzymała z Rodzicami jeszcze ok. 2 lata po rozwodzie. Jej były mąż nie utrzymywał z nimi kontaktu, został pozbawiony praw rodzicielskich, co ewidentnie traktował jako usprawiedliwienie dla swojego braku odpowiedzialności wobec Syna. Nie mógł patrzeć na Beatę, obwiniając ją za swoją „złą” reputację w miasteczku. Sprzedał swój rodzinny dom i wyjechał, podobno do Niemiec. Wkrótce przestał też płacić alimenty. Do dziś Beata nie wie gdzie jest, ani co się z nim stało. Odpuściła. Musiała zająć się sobą i swoim Synem.
***
Jej aniołem wybawicielem stała się Ciocia, która mieszkała sama w dużym mieście. Była na emeryturze i zaproponowała, by Beata wprowadziła się do niej z Synkiem, którym ona chciała się zaopiekować. Czuła się samotna i niepotrzebna po śmierci Wuja.
Rodzice nie protestowali, zmęczeni sytuacją, skupili się ponownie na swoich żalach i chorobach.
Tym sposobem Beata rozpoczęła życie w wielkim mieście.
***
Początek w mieście był jednocześnie trudny i cudowny. Cudowny, bo Beata pierwszy raz w życiu czuła, że ma dom i ciepłą, życzliwą osobę obok siebie. Ciocia miała wysoką emeryturę po mężu i sporo oszczędności, więc Beata nie miała presji, by natychmiast szukać pracy. Ciocia bardzo chciała pomóc Beacie i obiecała sfinansować jej studia zaoczne. Beata do kosztów miała dokładać się dopiero jak zacznie pracować.
Trudny, bo Beata nie wiedziała co chce robić, od czego zacząć?
Ciocia załatwiła jej pracę w sklepie z ubraniami u znajomej, ale Beata nie mogła znaleźć wspólnego języka z właścicielką i po kilku miesiącach została zwolniona. Cudowne w mieście było wszystko, szczególnie poczucie anonimowości i wolności. Ciocia “zakochała się” ze wzajemnością w Synku Beaty, więc wszystko szło idealnie. Żyli skromnie, ale szczęśliwie we trójkę. Beata znowu zaczęła marzyć. W końcu postanowiła, że zostanie księgową, skończyła szkołę zaoczną i zaczęła pracę w biurze rachunkowym znajomej Cioci.
Tych kilka lat było dla niej jak zbawienie, choć demony przeszłości szalały w tle, nie pozwalając jej na pełną radość i spełnienie.
Sielanka skończyła się po kilku latach, kiedy Ciocia nagle dostała wylewu i zmarła. Mieszkanie odziedziczył Syn, który mieszkał za granicą i z którym Beata nie miała praktycznie kontaktu. Poznała go na pogrzebie i dowiedziała się, że musi się wyprowadzić, bo mieszkanie zostanie wystawione na sprzedaż. Nie było jej stać na taki zakup, więc musiała poszukać sobie nowe lokum.
***
Kolejne lata upłynęły Beacie na próbach utrzymania się na powierzchni, czyli pracy, dodatkowych pracach, terapiach, warsztatach, serfowaniu w internecie i wychowywaniu Syna.
Na jednym z warsztatów poznała swojego obecnego Męża. Zachwycił ją wiedzą duchową, seksem tantrycznym, beztroskim podejściem do życia i tym, że był w nią wpatrzony jak w obraz.
Ślub wzięli szybko, mimo protestów Syna, któremu nie przypadł do gustu „nowy Tata”. Drugi Mąż Beaty też był po rozwodzie i wprowadził się do niej.
Był masażystą, prowadził spotkania medytacyjne, ale finansowo był w bardzo słabej sytuacji.
Po ślubie okazało się, że ma długi jeszcze z pierwszego małżeństwa, które Beata zaczęła pomagać mu spłacać. Chciała mu pomóc, tak jak jej pomogła Ciocia swego czasu. Czuła dług wdzięczności i myślała, ze Mąż ją za to ozłoci.
Niestety Beata nie znała praw wymiany energetycznej w związku i szybko się rozczarowała postawą Męża, który początkowo całował ją prawie po stopach, a kiedy tylko stanął na nogi, szybko zrzucił z siebie postawę pełną wdzięczności i się „odmienił”.
Beata wzięła kredyt na swoje mieszkanie, który w części spłaciła pieniędzmi ze sprzedaży domu po Rodzicach, a resztą spłaciła długi Męża. On następnie miał spłacać jej kredyt, na co ciągle nie miał środków.
Na szczęście został jej jeszcze sad, a Ona w porę się opamiętała. Oddalali się od Siebie coraz bardziej, kryzys gonił kryzys.
***
Wiele warstw zintegrowałyśmy, przede wszystkim deficyty z dzieciństwa. Uwolnienie ciała z żalu, złości, rozczarowania, smutku, nadużyć i presji psychicznej to jedno, ale drugi istotny aspekt w rozwoju to nowe modelowanie mózgu, który działa w określony sposób i nijak nie da się tego ominąć.
Chodzi o aktywne ścieżki neuronalne, które ciągle powstają w wyniku nowych aktywności: działania i zachowań, ale na co dzień głównie prowadzą nas te stare, mocno wydeptane, które są jak autostrady. Te wzorce są kluczowe i to ich zmianą należy się zająć.
Nowe muszą być inne od dotychczasowych. Bez zmiany nie ma zmiany.
Beata miała sporo wiedzy, „przyciągała”, dużo udało się jej zmienić, ale wciąż działała w oparciu o stare nawyki. One były dominujące. Nie potrafiła wyznaczyć granic, nie potrafiła dokonywać nowych wyborów, dobrych w pierwszej kolejności dla Siebie i Syna. Zwyczajnie nie miała takich danych w swoim „oprogramowaniu”. Musiała na nowo zdobyć te umiejętności, wytworzyć nowe ścieżki neuronalne, które staną się nowym nawykiem. Wciąż stawiała innych na piedestale, a Siebie na samym końcu, finalnie płacąc za swoją dobroć okrutną cenę. Musiała Siebie postawić na plan pierwszy, a nie było to wcale łatwe dla niej.
To czego tak pragnęła, miała pod nosem, ale nie widziała okazji, bo jej punkt skupienia uwagi był przeniesiony na innych. Chciała mieć stabilność finansową, która dałaby jej poczucie bezpieczeństwa i mogła ją łatwo osiągnąć, jednak nieświadomie nie mogła tego wziąć dla Siebie. Wystarczyło środki ze sprzedaży domu Rodziców przeznaczyć na spłatę swojego kredytu, lecz Ona była uwikłana emocjonalnie w relację z Mężem jak w relację z Synem. Dlatego matkowała mu i utrzymywała, zaś Panowie z sobą podświadomie konkurowali…o wpływy Matki. Nie miała przy swoim boku Mężczyzny, na którym mogła się oprzeć, przez to tak bardzo dokuczały jej plecy.
Miała głęboko zakorzenione poczucie winy i nie pozwalała sobie na pełnię życia. Stawy rąk i nóg mocno jej o tym przypominały, jej mentalność wierzyła, że nie powinno jej tu być. Ciało pamiętało jeszcze z okresu prenatalnego niechęć do jej pojawienia się na tym świecie. Chwile to trwało, zanim dotarło do niej, że wolno jej tu być, żyć i brać od życia wszystko czego potrzebuje.
***
Pieniądze to energia, a jej zdolność zarabiania, wychodzenia po nie przynależy do energii męskiej.
To Mężczyzna powinien głównie zdobywać środki finansowe dla związku, bo wtedy rośnie w męską siłę i czuje się atrakcyjny dla Partnerki oraz dla Siebie. Kobieta zaś zasila go swoją energią seksualną i miłością dając powera do działania. Jednocześnie kwitnąc od jego opieki oraz atencji uczuciowej i materialnej. Para tworzy obieg energetyczny pomiędzy sobą i to od jego jakości zależy wspólne szczęście. Kobieta oczywiście powinna również zarabiać, a wyjątkiem jest czas narodzin dzieci. Dopóki są one małe, wtedy na ten czas jej sytuacja ulega zmianie i zarabianie powinien wziąć na swoje barki Mężczyzna. Moment, w którym to Kobieta zaczyna finansować Mężczyznę, a ten gładko z tego korzysta to początek końca związku. To naprawdę się nie udaje. Mężczyzna jest dawcą, a Kobieta biorcą. Jeśli oboje są w równowadze z Sobą, mają podobną mentalność i łączy ich prawdziwe uczucie, zawsze się dogadają co do sposobów wymiany, osiągając wzajemne spełnienie.
***
Równowaga pomiędzy dawaniem i braniem to podstawa udanego życia samodzielnie i w związku.
Jeżeli nie potrafisz, to musisz to zmienić.
Inaczej nic się nie zmieni, jeśli nic nie zmienisz.