Pan Pakowny Ford. #FordTransit [TEST] 

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Ostatnio tak się składa, że z Galą – moją psiną – testujemy różne samochody. Nawet pomyślałem o nowej kategorii testów moto pt. „czy Twój pies zdąży się wyspać”. Niestety, Gala pobiła te rekordy, bo śpi non-stop i wszędzie, w każdym samochodzie, dlatego nie może wziąć udziału w zawodach. Jest po prostu nieobiektywna. Nasz ostatni test to duże wygodne auto typu SUV, ale nie tak wielkie, jak to. Jadąc taksówką po kolejne, myślałem sobie: jak to będzie? 800 km trasy wymaga przecież koncentracji.

Cele były dwa, połączenie testu a przy okazji przewiezienie sprzętu z Sopotu do naszego studia TV w Fabryce Norblina, w Warszawie. Pocieszeniem było to, że podobne auto otrzymaliśmy od Ford Polska we wrześniu ubiegłego roku jako wsparcie przy realizacji studia festiwalowego na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. Wówczas dostaliśmy 8-miejscowego busa i jechała z nami cała ekipa. „Wesoły autobus”. Sami wiecie jak jest w takim busie. Rozpisywać się nie ma sensu, na wycieczki prawie każden śmigał. Cudne przeżycie i wspaniała atmosfera. Zabraliśmy wtedy wszystko – siebie, sprzęt, express do kawy, 2 tysiące kubków, mnóstwo mleka, napoje, a także alkohol do testów, bo polski festiwal musi mieć polski akcent!

Prowadziłem w obie strony i przez pięć dni woziłem ekipę z punktów odpoczynku do punktu pracy zespołowej, po krótkich gdyńskich nocach. Tak było. I było cudownie. Fordzie Polska – kiedyś powstanie o tym film. Obiecuję!

Ford Transit Trail, który dostałem tym razem, model 5-osobowy z wielką „paką” bardzo mnie pozytywnie zaskoczył, ponownie. Uśmiałem się, bo stwierdziłem, że mógłbym takim jeździć. Wygodny jak cholera, świetna tapicerka i dobrze dobrane wysokości podłokietnika plus włączony tempomat dają naprawdę ogromny odpoczynek w trakcie trasy. Duży wyświetlacz centralny, którym można sterować całością elektroniki to świetne rozwiązanie. Jest bardzo intuicyjny, co pozwala na szybkie zmiany w trakcie jazdy, bez większego skupiania się, co bardzo ułatwia prowadzenie. Panorama otoczenia, widoczna przez wielkie szyby, pozwala kontrolować i wyłapać każdy szczegół podczas trasy. Minusem – ale to moje przyzwyczajenie, a wiem, że jeszcze są tacy, którzy nie uznają tego rozwiązania – była manualna, 6-cio biegowa skrzynia biegów. Poprzedni model (festiwalowy) był w automacie. Dość wysokie sprzęgło, na odcinku 300 km, zmęczyło moją łydkę. Rano miałem mini-zakwas. Rekompensatą był dobry, 170-konny diesel, który bez wysiłku pokonywał i wykonywał swoje zadanie. Prędkość 105 km na godzinę, siedząc wysoko, to naprawdę wielka radość. 

Do Sopotu dotarliśmy o 20. Trzeba przyznać, że jakość reflektorów plus automat przełączający z krótkich na długie działa wyśmienicie, mimo wysokiego samochodu, dzięki czemu nikomu nie przeszkadzaliśmy. To ogromna zaleta. Pies wypoczęty, wiadomo, w kabinie o tych gabarytach jest dużo miejsca. Buzie zadowolone. Wszystkie. Poranek sobotni – bo wiadomo, że człowiek zamiast spać w sobotę do 10.00 musi się obudzić o 6.00. Ehh… Ale czasami ma to swój dobry wydźwięk, bo można podjąć decyzję, która zaważy na całym dniu. Moja była taka – śmigam na Mazury. Jakie za? – tata, piękne widoki, niskie spalanie na trasie. Przeciw? – brak. Czyli 1:0 dla mnie. Jadę! Tak, argument dotyczący niskiego spalania był kluczowy. Poziom 9,2 l/100 km jest naprawdę satysfakcjonujący, tym bardziej, że opór powietrza przy takich gabarytach robi swoje. Wycieczka udana i kolejna buzia roześmiana, tym razem Taty – sorry za rym. 

Do tekstu dołączyłem kilka zdjęć, a jest co oglądać, bo Mazury, niezależnie od pory roku, mają swój niepowtarzalny urok. Wszystko co dobre też ma swój kres i trzeba było wracać, bo wieczorne pakowanie sprzętu i powrót do Warszawy same się nie zrobią. 

O 22 czasu lokalnego samochód był zapakowany “pod korek”. Monitory, kanapa, krzesła biurka i dwa regały weszły bez problemu zostawiając jeszcze miejsca na 2 autostopowiczów – taki żarcik. Zapakowani niczym „wóz cygański” wróciliśmy do Warszawy. Samochód, z prędkością nieprzekraczającą 110 km/h, nie pokonał 10 litrów na 100 kilometrów, co było ogromnym zdumieniem. To naprawdę ekonomiczne auto, a jednocześnie bardzo dynamiczne i świetnie trzymające się trasy. Rozwiązanie mocowań wysokości przestrzeni bagażowej, ergonomia kabiny pozwala mówić o tym samochodzie jako idealnym produkcie do pracy i do wypoczynku. Poprawiłbym, ale delikatnie, nagłośnienie, które powinno być bardziej dynamiczne. Mam nadzieję na kolejne spotkanie z tym samochodem przy organizacji kolejnego studia festiwalowego w Gdyni.  

Marcin Ranuszkiewicz

Reklama