Uczta dla zmysłów i wizualna orgia Aladyn – recenzja

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Bajki Disneya to niezapomniana magia dzieciństwa, wspomnienia i sentymenty. Kto z nas nie wybucha śmiechem na widok Kaczora Donalda z bezzębnym uśmiechem, który hasa po ekranie w komicznej, kusej marynarce z krwistoczerwoną muszką? Nie istnieje chyba żadna dorosła kobieta, która jako mała dziewczynka nie pragnęła śpiewać perłowym, krystalicznie czystym głosem Arielki i posiadać wdzięku oraz figury pięknej syrenki.

W ostatnich latach, wśród reżyserów młodego pokolenia, zapanowała moda na odświeżanie nieśmiertelnych, disneyowskich klasyków. Twórcy postanowili nadać nowe życie tym ponadczasowym historiom, tworząc ich aktorskie wersje z gwiazdami Hollywood w rolach głównych. I tak powstała „Księga Dżungli” z 2016 roku w reżyserii  Jona Favreau, „Dumbo” mistrza mrocznej fantastyki Tima Burtona, „Kopciuszek” największego adaptatora sztuk Szekspira Kennetha Branagh’a, a także „Piękna i Bestia” z „potterową” Hermioną w roli głównej, czyli piękną Emmą Watson. Tym razem Guy Richie, znany z dość odważnych, kontrowersyjnych filmów o Sherlocku Holmesie i klasyków brytyjskiego kina gangsterskiego, przeniósł widzów do Bliskiego Wschodu za sprawą aktorskiej odsłony animacji z lat dziewięćdziesiątych, a mianowicie remake’u „Aladyna”. Tytułowym Aladynem uczynił tutaj Mena Massouda, zaś Dżinem komika Willa Smitha.

„Aladyn” sposobem prowadzenia narracji do złudzenia przypomina swój disnejowski pierwowzór z 1992 roku. Porównanie tych dzieł przywodzi na myśl dziecięcą grę w łączenie kropek, bądź proces kalkowania rysunków technicznych. Moglibyśmy bez problemu nałożyć na siebie wybrane kadry wycięte z obu produkcji i obrysować kontury postaci oraz scenografii z jednego i drugiego zdjęcia, a wszystko, poza drobnymi szczegółami, pasowałoby idealnie. Kolorowe rekwizyty przystrojone brokatem i migoczącymi, drogocennymi klejnotami budują odrealnioną rzeczywistość, pełną magii oraz czarów, która przypomina świat wykreowany przez zawodowych rysowników lub grafików komputerowych. Aktorzy posiadają idealnie symetryczne rysy, kształtne figury, są piękni i czarujący niczym ateński bogowie, którzy przez pomyłkę wylądowali na innym kontynencie. Ubrania bohaterów zaś lśnią z daleka, emanując blaskiem i czystością. Każdy człowiek przecież ma wady, jedynie podczas oglądania bajek mamy szansę podziwiać ludzi nieskazitelnych, o perfekcyjnie ułożonych włosach i podkreślonych oczach. Dynamiczne przejścia od sceny do sceny, nad wyraz egzaltowane zachowanie postaci, ich emfatyczny styl wypowiedzi, gwałtowne zmiany zachodzące w kadrze, a także przerysowany, bardzo emocjonalny sposób interpretacji piosenek kojarzą się z klasycznymi animacjami z elementami musicalu. Choreografia w duecie z mocnym, a zarazem delikatnym głosem Naomi Scott w utworze „ Nie będę milczeć” brzmi jak kontynuacja wolnościowego manifestu Elsy z „Krainy Lodu”, czyli sztandarowego szlagieru Disneya „Mam tę moc”. Guy Richie wykorzystuje zatem chwyty obecne już wcześniej w filmach z wytwórni Disneya, co czyni jego produkcję uniwersalną, a nawet postmodernistyczną.

Panorama rozległych terenów pustynnych, po których poruszają się bohaterowie nowego „Aladyna” przywodzi na myśl nieco zbyt mocno podrasowane zdjęcie umieszczone na pocztówce sprzedawanej w przydrożnym sklepie z pamiątkami w samym sercu Turcji. Przyciąga ona uwagę klientów barokowym stylem, przepychem i artystycznym rozmachem. Film Richiego kusi zaś widzów zafascynowanych zwiedzaniem egzotycznych rejonów świata. W końcu „Aladyn” funduje nam malowniczą podróż po arabskim kraju za cenę… biletu do kina.

Wspomniany pejzaż i wystrój wnętrz wyglądają magicznie. Piaszczyste krajobrazy mają zatarte kontury, są rozmyte, otulone mgłą. Reżyser stosuje swoistą grę świateł i cieni. W poważniejszych momentach otoczenie pokrywa mrok, jednak przez większość czasu ekranowego oglądamy jasne, pastelowe barwy skąpane w blasku słońca. Rozgwieżdżone niebo, po którym szybują Aladyn i Dżasmina zachwyca niejednorodnością odcieni błękitu, rejestrując przy tym ulotność chwili ich miłosnych uniesień. Piaskowa scenografia kontrastuje z wyżej wspomnianą ekspresyjną grą aktorską. Naomi Scott oraz Mena Massoud, wraz z resztą obsady, przesadnie eksponują uczucia i emocje granych przez nich bohaterów. Często hiperbolizują własne przeżycia wewnętrzne i posługują się wykrzyknieniami, co wywołuje komiczny, wręcz groteskowy efekt. Tak samo postępowanie i odczucia postaci obfitują w sprzeczności. Spotykają się w nich bunt i pokora, szczęście i smutek, a także patos z trywialnością. Oprócz tego, mamy do czynienia ze spektakularnymi scenami tańca oraz śpiewu, co sprawia, że obserwujemy pompatyczny spektakl będący kwintesencją ekspresjonizmu. Dzięki tej wyrazistości otrzymujemy prosty, klarowny przekaz, co z pewnością rozdrażni nieco bardziej wymagających widzów. Nie zapominajmy jednak, że obcujemy z filmem skierowanym do dzieci, a przecież do nich należy mówić kwieciście, sugestywnie.

„Aladyn” Richiego to dzieło świeże oraz orzeźwiające jak zimna, morska bryza w upalny dzień. Chociaż widać w nim charakterystyczne elementy stylu reżysera, takie jak ujęcia rodem z komiksu czy sekwencje pościgów znane z „Sherlocka Holmesa”, wciąż stanowi on produkcję nowatorską, obdarzoną dużą dawką pozytywnej energii. Wystarczy poczuć ten niepowtarzalny, baśniowy klimat, odnaleźć w sobie dziecięcą naiwność i bez namysłu chłonąć opowieść o sile uczciwości oraz dobrego serca, angażując przy tym wszystkie zmysły.

Reklama