Kuba Kaczmarek (Cała Góra Barwinków): Polskie reggae to nie obciach

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Choć mówią, że nie grają reggae, od lat funkcjonują w szufladzie z tym gatunkiem. Wydali właśnie piąty krążek, a singiel „Onomato” znalazł się na Liście Przebojów Programu Trzeciego. Może zatem warto pozbyć się stereotypów i po prostu posłuchać muzyki? O grzechach głównych reggae i telewizyjnej ofensywie opowiada Kuba Kaczmarek, wokalista zespołu Cała Góra Barwinków.

Niech wasza nowa płyta, najbardziej zdystansowana wobec reggae, będzie pretekstem do rozmowy o kondycji tego gatunku w Polsce. Zastanówmy się nad grzechami twórców i słuchaczy reggae. Grzech pierwszy – tworzenie stereotypów.

Każdy gatunek muzyczny ma zespół pojęć, którymi się posługuje. Czy to metal, czy reggae, czy współczesna muzyka alternatywna, stereotypy tworzy się wszędzie. Reggae opiera się na szczególnie mocnych stereotypach, takich jak Babilon, wyzwolenie, duchowość czy rewolucja. To wszystko jest wpisane w tę muzykę. Ja za grzech polskiego reggae uznałbym to, że ono w ogóle nie idzie do przodu. Tylko, że znowu musimy uogólniać. Są wykonawcy, którzy bawią się elektroniką, ale wciąż wielu jest tych, którzy boją się mówić własnym głosem. Nasza płyta – dobrze, że to zauważyłaś – jest zdystansowana wobec reggae, a nawet ska, którym zawsze bardzo się interesowaliśmy. Uważam, że gatunki to szufladki. Po co się w to bawić? Rób to, co gra ci w duszy.

cala_gora_barwnikow_1

Grzech drugi – ogromna ilość zespołów amatorskich, będących pożywką dla hejterów.

 
Reklama

Nie chodzi tu nawet o amatorskość, a o brak horyzontów. Pal sześć nowoczesność, bo nie w tym rzecz. Ja w ogóle nie słucham nowoczesnej muzyki, słucham płyt zespołów z lat 60. i 70., ale i współczesnych wykonawców reggae, którzy w ogóle nie są w Polsce znani i nigdy nie zostaną zaproszeni na żaden festiwal. To mocno rozbudowana scena early reggae i ska z Niemiec czy Hiszpanii. Niektóre płyty brzmią tak, jakby były nagrane na Jamajce w latach 60. Brzmi to totalnie archaicznie, ale jest jakieś. W Polsce jest dużo może nie amatorskich zespołów, ile amatorsko zagranej muzyki.

Trzy czwarte teledysków w polskim reggae wygląda tak samo – lider kapeli spaceruje ulicami rodzinnego miasta i śpiewa.

My też mieliśmy taki teledysk! To jest to, o czym mówisz – amatorski poziom, ale też odwoływanie się tylko do wzorców z lat 90., czyli na przykład Izraela czy Daabu. A ponieważ jest to zagrane słabo, to też brzmi słabo. Nie ma nic złego w Izraelu czy Daabie, ale jeżeli próbujesz ich naśladować i jeszcze słabo grasz, kończy się to katastrofą.

A to wszystko wywołuje frustrację z powodu zepchnięcia na margines. Denerwuje to nie tylko artystów, ale i słuchaczy.

I tych słuchaczy jest coraz mniej. Amatorski poziom klipów? To wszystko przez brak pieniędzy. Zrobienie jakiegokolwiek klipu to wydatek kilku tysięcy złotych, a gdzie zespoły mają na to zarobić? Na koncerty przychodzi kilkadziesiąt osób, nie ma tantiemów z radia, czyli nie ma kasy i koło się zamyka. Cała Góra Barwinków ma się zupełnie nieźle, ale my nie jesteśmy zespołem reggae, a już zwłaszcza na tej płycie. Dlatego jesteśmy zapraszani na koncerty plenerowe, a z tego są w Polsce pieniądze. Nie chcę też narzekać na poziom polskiego reggae, bo są w tym kraju muzyczne perełki. Problem w tym, że ludzie mają klapki na oczach. Polskie reggae? Ale obciach. Wielu słuchaczom nie chce się sprawdzać, czy w tej muzyce jest coś ciekawego.

cala_gora_barwnikow_2

Dlaczego reggae nie jest alternatywne?

Ono jest alternatywne i to bardzo! Trudno sobie wyobrazić coś bardziej alternatywnego w stosunku do rzeczywistości. To kompletny underground. (śmiech) Pojęcie alternatywy zostało przywłaszczone przez zupełnie inną muzykę, która tak naprawdę jest popem. I fajnie, bo ja uwielbiam pop, ale to nie jest alternatywna muzyka.

„Sposoby”, czyli piąty krążek zespołu w jego 20-letniej historii to rozrachunek z reggae i mam wrażenie, że to swojego rodzaju zapis twojego osobistego rozczarowania muzyką.

To nieprawda. Staram się myśleć pozytywnie, choć mam swoje przemyślenia, w tym także pretensje i żale.

A „Szmerc”, który w pozornie lekkim utworze przemyca bardzo ciężką treść: „W końcu nadejdzie czas tych, co liczą się mniej”?

Nie dotyczy tematu muzyki, a pokolenia, którego już się nie słucha. Żyjemy w kraju drapieżnego kapitalizmu i pędu ku karierze. Stołki zajmowane są wciąż przez starych wyjadaczy, a młodemu pokoleniu ciężko się przebić. To protest song z nie do końca sprecyzowanym adresatem. Wyraz ogólnego buntu.

A ja zdefiniowałam ten utwór jako bunt przeciw temu, że zespoły reggae żyją w muzycznym getcie.

To nie środowisko wybudowało to getto. Trudno mi sobie wyobrazić, że zespół reggae powie: „Nie zagramy na Open’erze”. To Open’er nie chce reggae. Choć my z Całą Górą Barwinków zagraliśmy tam w 2007 roku zaraz po płycie „24 godziny”. Pamiętam nawet, jak Enej grał na Open’erze. Czy dziś ktoś jest w stanie sobie to wyobrazić? Nikt dobrowolnie siebie samego nie wpycha do getta.

cala_gora_barwnikow_3

Ale ono istnieje.

Istnieje, ale mogę je oceniać tylko ze swojej perspektywy. CGB udaje się z niego wyjść, zagramy w najbliższym sezonie na kilku rockowych festiwalach. Takie getta tworzą się trochę samoczynnie. Zespół Happysad, który uważałem za szczyt obciachu, nagrał płytę „Ciało obce”, która jest niesamowicie interesująca, ale ich też nie wezmą na Open’er. I czy to wina zespołu Happysad? Nie. Wyjdę zaraz na jojczącego typa, a tego nie chcę. Chciałbym raczej zaapelować o otwartość w słuchaniu muzyki.

Spotkał was środowiskowy ostracyzm po „X Factorze”?

Nie, chociaż Tabu nazywało nas „gwiazdami telewizji”. Ale my też byśmy się z nich śmiali. (śmiech) Ortodoksyjni słuchacze reggae mogli mieć do nas pretensje, ale my nie chcemy zamykać się we wspomnianym już getcie. Nie mam problemu z tym, żeby pokazywać się w telewizji, o ile robię to w zgodzie ze swoim sumieniem.

A tak było? Co prawda wasz cover „Can’t Remember To Forget You” uważam za jeden z najlepszych coverów w historii polskich talent show, ale to program, gdzie albo grasz covery, albo nie grasz w ogóle.

Oczywiście. Nasz udział w tym programie to był ruch obliczony na zyskanie popularności, właśnie po to, żeby nie zamknąć się w szufladce. Wybieraliśmy piosenki, które nam pasowały, robiliśmy je po swojemu, opracowywaliśmy aranże. Graliśmy Bruna Marsa, którego uwielbiam, jego koncert w Krakowie położył mnie na łopatki. Była też Madonna, a Rihannę wybraliśmy ze względu na rytmikę. W programie zaaranżowaliśmy także „Byłaś serca biciem” Andrzeja Zauchy, które zresztą znalazło się na tej nowej płycie. Nie wstydzę się niczego, co zrobiłem w tym programie. Dał mi świadomość sceniczną i dużo pewności siebie. Tam, na przykład, narodził się pomysł na jednolite stroje zespołu, które zostały nam do dziś. Gramy w garniturach i wszystko się ze sobą zgadza, bo okazuje się, że nikogo nie udajemy. Żałuję jednego – że po programie nie zaczęliśmy wielkiej medialnej ofensywy, można było lepiej wykorzystać tę telewizyjną sytuację.

„Sposoby” to według mnie najlepsza, po absolutnie hitowych „24 godzinach”, płyta zespołu. Nieprzerysowana, bez napięcia. Poczułeś, że odpuściłeś?

Poprzednią płytą („Beat 2 Meet U” – przyp. red.) chciałem udowodnić, że Barwinki to nie punko polo albo reggae polo. Przy tej płycie stwierdziliśmy, że wszelkie udowadnianie mamy gdzieś. Założenie było jedno – chcemy melodyjnych fajnych piosenek. Jesteśmy już starzy, mamy przecież żony i dzieci, możemy pozwolić sobie na to, co chcemy. (śmiech) Od zawsze mam tak, że gdy odpuszczam, to lepiej mi wychodzi. Tak jest też z nową płytą.

cala_gora_barwnikow_4

Pojawia się na niej także kolejny rozrachunek z reggae, czyli utwór „Mina” o ogromnej fasadowości uwielbienia tego gatunku i o tym, że Bob Marley też był sukinsynem.

Gdy mówię dziś ludziom o tym, że reggae wzięło się od ska, a pierwsi skinheadzi byli czarnymi robotnikami portowymi, widzę na twarzach przerażenie. Bob Marley grał ska, nie był grzecznym chłopaczkiem i być może nie lubił, ale musiał się bić, bo Kingston było dżunglą, w której walczyło się o przeżycie. Dlatego też nie gram reggae, bo nie śpiewam o Babilonie, śpiewanie o tym jest dla mnie abstrakcją. Wolę śpiewać o bójkach na ulicy. Wszystkim wydaje się, że reggae to muzyka miłości, ale tak naprawdę w miejscu tej miłości często jest po prostu spocony seks.

„To nie jest piosenka dla grzecznych dziewczynek” i to płyta ani o miłości, ani o słońcu.

Reggae może być o wszystkim, cokolwiek sobie wymyślisz. Coraz mniej interesują mnie łatki – reggae, ska, punk rock… Kogo to obchodzi?

Pytam, bo reggae wzbudza kontrowersje, choć wydawałoby się, że nie ma ku temu podstaw.

Reggae wzbudza kontrowersje – to nieprawdopodobne. Nie jestem w stanie zrozumieć tego, że muzyka może generować agresję. Oczywiście oprócz tej, która jest na to obliczona. Na każdą muzykę jest moda. Ale jak to się stało, że zaczęły pojawiać się memy „zdelegalizować polskie reggae”? Naprawdę nie wiem.

Czy w ciągu 20 lat istnienia twojego zespołu była moda na reggae?

My załapaliśmy się na końcówkę tego boomu. Wtedy, gdy pierwszą płytę wydało Vavamuffin, a myśmy wydali „24 godziny”. Na koncertach było dużo ludzi, namnożyło się festiwali reggae. To wszystko jest sinusoidą. Ale gdybym 20 lat temu, zakładając zespół, miał się zastanawiać, czy coś z tego wyjdzie, to nie nazwałbym go Cała Góra Barwinków. (śmiech) Co by o nas nie mówić, gdy zaczynamy grać, wiadomo, że to my. Wynika to ze sposobu robienia muzyki, chodzi o rodzaj osobowości i brzmienia, które masz lub nie. Głęboko wierzę, że reggae czeka odrodzenie. Ale czy tego dożyję? Nasza publiczność dorosła, ma dzieci i być może nie ma czasu na koncerty, ale za chwilę te dzieci zostaną odchowane i same przyjdą posłuchać nas na żywo.

Cała Góra Barwinków – zespół powstał w 1998 roku w Kłobucku. W ciągu 20 lat istnienia zagrali blisko tysiąc koncertów na najważniejszych scenach w kraju i zagranicą, w tym na Przystanku Woodstock, Open’er Festival, czeskim Rock For People czy This Is Ska Festival w Niemczech. Zespół ma na koncie występ w 4. edycji programu „X Factor” w TVN, w którym dotarł do półfinału. Piąta płyta Całej Góry Barwinków nosi tytuł „Sposoby”.

 

Zdjęcia: Artur Szymocha i Ola Wilk

Reklama